sobota, 29 czerwca 2013

9. Kiss

Wbiegłam po schodkach na werandę i nawet się nie zatrzymując wpadłam zdyszana do domu, ponieważ chciałam być w nim tak szybko, że całą drogę ze szkoły praktycznie biegłam. Nawet nie zamknęłam drzwi tylko pozwoliłam im się za mną zatrzasnąć i rozejrzałam się szybko dookoła w poszukiwaniu któregokolwiek z domowników. 
- Co do... Alex? - spojrzałam w prawo na przecierającego oczy ojca, którego prawdopodobnie obudziłam swoim 'wejściem smoka', gdy smacznie spał sobie w salonie przed telewizorem i przełknęłam ślinę starając się uspokoić szybki oddech. 
- Już są? - ojciec zmrużył oczy spoglądając na mnie jakbym miała trzy głowy, a gdy dotarło do niego o co pytam uniósł w brwi i otworzył lekko usta uśmiechając się. 
- Jeszcze nie, ale zaraz powinny być. - uśmiechnęłam się szeroko. 
- Świetnie - wbiegłam szybko schodami na górę trzymając torbę w prawej ręce i wleciałam do pokoju rzucając ją przy komodzie z bielizną, a następnie podbiegłam do łóżka padając przy nim na kolana. 
Położyłam się na brzuchu przyciskając go do zimnej podłogi i wsunęłam się pod łóżko, gdzie w ładnym opakowaniu znajdował się prezent, który kupiłam dwa dni temu na tę szczególną okazję.
Wzięłam kolorową torebkę wysuwając się spod łóżka i położyłam ją na błękitnej pościeli, a gdy podniosłam się na nogi ruszyłam w stronę balkonu, bo mimo tego że jest środek lutego na dworze było bardzo ciepło przez co w moim pokoju panowała straszna duchota. Otworzyłam drzwi balkonowe na całą szerokość, a wejście zasłoniłam śnieżnobiałą firanką sięgającą aż do ziemi, która zaczęła powiewać wprawiana w ruch Kalifornijskim wiatrem. 
- Od razu lepiej - szepnęłam sama do siebie uśmiechając się i przymknęłam oczy, które niestety szybko otworzyłam ponieważ do mojej głowy wdarło się wspomnienie snu.
Snu o którym chciałabym zapomnieć, ale nie mogę tego zrobić już od paru dobrych dni, a wiecie co jest najgorsze? 
To, że on wraca i za każdym razem budzę się coraz później przez co między moim sennym Justinem, a senną Alex dochodzi do czegoś więcej. 
- Ugh - potrząsnęłam głową biorąc głęboki wdech i odwróciłam się na pięcie słysząc odgłos otwieranych a następnie zamykanych drzwi, za którym dało się słyszeć rozmowę składającą się z paru głosów.
Szeroki uśmiech wdarł się na moją twarz i popędziłam w stronę wyjścia zabierając po drodze paczkę z prezentem, a gdy zbiegłam schodami w dół zobaczyłam trzy osoby. Tatę, mamę i Zoe. 
- Alex! - zeskoczyłam z trzeciego schodka i podbiegłam do Zoey kucając przed nią, a ona mocno mnie przytuliła oplatając swoje ręce o moją szyję wiec podniosłam się biorąc ją na ręce. 
Obraz stojących naprzeciwko mnie rodziców zaczął mi się rozmazywać przez zbierające się w oczach łzy, więc przymknęłam powieki przyciskając do siebie mocniej moją małą siostrzyczkę. 
- Tak bardzo za tobą tęskniłam. - szepnęłam wdychając zapach jej włosów, a ona delikatnie gładziła mnie dłońmi po moich plecach. 
- Szybko zmienisz zdanie jak dam ci popalić, a poza tym byłaś u mnie wczoraj. - zaśmiałam się odsuwając ją lekko od siebie i spojrzałam na jej wesołą twarz, a ona delikatnie potarła mnie po policzkach. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że łzy spływały po mojej twarzy jedna za drugą, tworząc mokre szlaki od oczu przepływając przez policzki, aż do brody. 
Jednak nie były to łzy smutku, bólu, złości tylko szczęścia i miłości, ponieważ trzymałam na rękach moją siostrzyczkę, której o mały włos nie straciłam. Przycisnęłam ją ponownie do mojej klatki piersiowej nie chcąc jej już więcej wypuścić. 
- Alex... Nie mogę oddychać. - zaśmiałam się słysząc śmiech rodziców i puściłam małą delikatnie odstawiając ją na ziemię.
- Mam coś dla ciebie - podałam jej torebkę, w której znajdowały się dwa kartoniki owinięte w kolorowy papier do pakowania prezentów i mnóstwo słodyczy, a następnie oblizałam wargi obserwując uważnie jej reakcje. 
- Nie musiałaś... - spojrzała na mnie, a ja wzruszyłam ramionami uśmiechając się i otarłam szybko zaschnięte łzy z policzków. 
- Ale chciałam - Zoe wyciągnęła pierwsze pudełko, które było mniejsze od drugiego i rozerwała opakowanie z ciekawością wymalowaną na twarzy, a jej oczy rozszerzyły się gdy dostrzegła twarz swojego idola. - Wiem, że bardzo chciałaś je mieć...
- O matko, Alex! - rzuciła się na mnie mocno mnie przytulając, a ja zaśmiałam się z jej reakcji i poklepałam ją po plecach, bo sam widok jej uśmiechniętej twarzy sprawiał mi radość. 
Odsunęła się ode mnie stając na swoje miejsce i otworzyła zatyczkę w kształcie serca, które wyglądało trochę jak róża, a następnie spryskała się perfumami. Musiałam przyznać że pachniały bardzo ładnie. 
- Wow, wiedziałam, że Justin nie wypuści na rynek byle czego, ale ten zapach... jest nieziemski. - zaśmiałam się kręcąc głową i już nawet zignorowałam imię, które padło z jej ust cisząc się tym dniem jak tylko mogę - Dziękuję, Alex. 
- Nie ma za co - szepnęłam, a szatynka zabrała się za odpakowywanie drugiego prezentu i gdy zobaczyła, że to misiek z fioletową koszulką na której widniał biały napis 'Never Say Never' zaczęła piszczeć. 
Nie wiedziałam, że rzeczy z z motywami twórczości Justina Biebera tak ją ucieszą, w tej chwili miałam mu ochotę podziękować, bo przez takie małe drobiazgi sprawił jej radość. Nie raz powtarzała mi, że oprócz mnie i rodziców to on daje jej siłę, żeby jeszcze walczyć. Jego piosenki, jego słowa i jego podejście do swoich fanów sprawia, że czuje się szczęśliwsza. 

Tak, zdecydowanie muszę mu podziękować.

- Dobra, myślę, że Zoey, powinna odpocząć. Nacieszycie się sobą później. - skinęłam głową wiedząc, że mama ma rację i pocałowałam Zoe w czoło zanim poszła na górę. 

                                                                      ~*~ 

Siedziałam na szkolnych trybunach szkicując w zeszycie, bo wszyscy moi tutejsi znajomi mieli lekcję podczas gdy ja nudziłam się na tak zwanym 'okienku'. Moja prawa dłoń trzymająca zielony ołówek jeździła automatycznie po kartce papieru kreśląc jakiś wzór, który powoli zaczynał przypominać twarz i palcami rozcierałam rysy aby moje 'dzieło' było bardziej realne. Skoczyłam poprawiać kontur ust i otworzyłam szerzej oczy, ponieważ na kartce była twarz, która strasznie przypominała mi Justina. Jęknęłam zamykając zeszyt, podniosłam się z betonu i zabierając torbę ruszyłam w stronę wejścia do szkoły, ale zanim się w niej znalazłam moje ciuchy były wilgotne, a wyprostowane rano włosy znowu się pofalowały. 
Pchnęłam szklane drzwi i weszłam do środka ciepłej szkoły, gdzie od razu skierowałam się do mojej szafki mijając po drodze sale, w których siedzieli uczniowie. Podeszłam do zielonej szafki i wprowadzając odpowiedni szyfr otworzyłam ją, ale dane mi było tylko wrzucić do niej notatnik, bo ktoś zamknął mi drzwiczki. Ściągnęłam brwi widząc dużą dłoń, która zdecydowanie należała do chłopaka i odwróciłam się powoli na pięcie przełykając ślinę. 
- Znowu się spotykamy - otworzyłam szerzej oczy widząc uśmiechniętego Deana i cofnęłam się uderzając plecami o szafkę, ale zdawałam sobie sprawę, że w szkole nic mi nie zrobi. 
Mam na myśli, że nie zrobi mi nic poważnego bo w ciągu ostatnich dwóch tygodni parę razy uderzył mnie w ramię, popchnął, a raz nawet zamknął mnie w schowku u woźnego, jednak to nic takiego w porównaniu do tego co kiedyś wycierpiałam. Groził mi parę razy dziennie wraz ze swoimi kolesiami, a do tego ze zdwojoną siłą gnębił innych zwalając winę na mnie, na moje postawienie się podczas mojego pierwszego dnia. Tak czy inaczej bezpieczniej czułam się w szkole niż poza nią, bo Dean i jego koledzy w obawie o kolejne zawieszenie nie mogli za wiele zrobić.
- No i co teraz, Collins? - zbliżył się do mnie lekko pochylony, a ja nie mogłam się już cofnąć, bo plecami niemal wbijałam się w szafkę. - Tęskniłaś? 
Przełknęłam ciężko ślinę, a jego ciepły oddech owinął moją twarz. 

Oddychaj, jesteś w szkole. Nic ci tu nie grozi.

- Nie bardzo - szepnęłam z lekko załamującym się głosem skacząc wzrokiem po jego brązowych oczach, a uśmiech na jego twarzy się powiększył i chłopak zmniejszył odległość między nami. 
- Och, Bieber dotrzymywał ci towarzystwa jak ja nie mogłem? - zacisnęłam szczękę prostując się, a Dean ukazał mi dwa rzędy swoich śnieżnobiałych zębów.
- Jego w to nie mieszaj - śmiech bruneta rozniósł się po korytarzu, a ja zmrużyłam oczy gdy podniósł ręce w obronnym geście. 
- Przepraszam, ale twój przyjaciel nie powinien się tak panoszyć po całym Los Angeles... - przybrał poważny wyraz twarzy i kątem oka dostrzegłam jak unosi prawą rękę kierując ją w stronę mojej twarzy, a konkretniej mojego lewego policzka. - I kraść najlepsze laski.
- Co? - ściągnęłam brwi niemal tworząc z nich pojedynczą linię, ponieważ to co powiedział nie miało sensu czy on właśnie...? Nie, na pewno nie.
- To co słyszałaś, Collins. - poczułam jego dłoń na swoim lewym policzku i przełknęłam ślinę, gdy zaczął zbliżać się do mnie coraz bardziej. - Lubię cię.

Cholera, co? CO?!

- Niezły żart, powinieneś... - nie dane mi było dokończyć, ponieważ chłopak przycisnął swoje usta do moich wprawiając mnie w totalny szok. 

Co u licha się właśnie działo?! 

Stałam tak nieruchomo z szeroko otwartymi oczami, podczas gdy on przygniatał mnie swoim ciałem do szafki starając się pogłębić pocałunek. Czułam jak do moich oczu napływają łzy i za cholerę nie wiedziałam jakie uczucie one oznaczają. Nie miałam zielonego pojęcia co mam zrobić, więc odsunęłam lekko głowę w tył, ale to nic nie dało, ponieważ chłopak położył swoją lewą dłoń na moim biodrze i gdy chciałam zaprotestować wepchnął język do moich ust wykorzystując moment, w którym nie zaciskałam ich tak mocno. Przeniosłam prawą dłoń na tors chłopaka, gdzie po chwili znalazła się też lewa i najwidoczniej Dean źle zrozumiał ten ruch ponieważ uśmiechnął się przez pocałunek pobudzając mój język do walki. Mimo, że całował świetnie nie mogłam tak dłużej mu na to pozwolić więc z całej siły odepchnęłam go od siebie, a gdy odsunął się trochę w tył wciąż patrzył mi w oczy ciężko dysząc, więc niewiele myśląc uderzyłam go w policzek i pobiegłam w stronę wyjścia ze szkoły.
Wybiegłam z budynku prosto na ulicę, gdzie było istne oberwanie chmury, ale to nie miało teraz dla mnie znaczenia chciałam być już w domu. Łzy spływały po moich policzkach, ale nie było ich widać, ponieważ mieszały się z kroplami deszczu uderzającymi o moją twarz. Było mi strasznie zimno, miałam na sobie tylko cieniutką koszulkę na ramiączkach, która już i tak była mokra jak reszta przyklejonego do mojego ciała ubrania. Byłam przemoczona, a gęsia skórka pokrywająca całe moje ciało nie znikała i obejmując się ramionami nie miałam nawet siły odgarnąć przyklejonych do twarzy mokrych włosów. 
Ludzie ubrani w przeciwdeszczowe kurtki i chowający się pod parasolami mijali mnie posyłając mi zdziwione lub współczujące spojrzenia, ale zignorowałam nawet te dające mi do zrozumienia, że wyglądam jak wariatka idąc szybko przed siebie. Rano wzięłam skórzaną kurtkę do szkoły bo było chłodno, ale została ona w szkolnej szafce. 
Po moim ciele przechodziły dreszcze, wargi trzęsły się z zimna, a zęby zgrzytały i doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że będę chora. Będę umierała w łóżku.
Zmierzałam w stronę przejścia dla pieszych, ale kątem oka dostrzegłam czarny lśniący samochód, który jechał bardzo powoli zrównując się ze mną, więc w obawie, że to jakiś psychopata przyspieszyłam. Moje nogi pracowały bardzo szybko, ale samochód wciąż jechał koło mnie i mogłabym dać słowo, że ktoś krzyczał ze środka moje imię. 
- Alex! - obróciłam głowę w lewo wciąż obejmując się ramionami i przystanęłam widząc otwartą szybę od strony pasażera, za która dostrzegłam pochylającego się chłopaka. 
- Justin?! - krople deszczu spływały po mojej twarzy, więc, żeby coś dojrzeć musiałam mrużyć oczy ale dokładnie widziałam jak szatyn pochylił się otwierając od środka drzwi i spojrzał na mnie tym swoim współczującym wzrokiem. 
- Wsiadaj. 

____________________________________________

Tadam! 
No to jest i nowy rozdział!
Mam nadzieję, że się wam spodoba. 
Dziękuję za miłe komentarze i za to, że czytacie tego bloga. 
Mam nadzieję że z każdym rozdziałem liczba komentarzy i czytających to osób się zwiększy.
No i muszę wam powiedzieć, że od następnej notki Justina będzie o wiele więcej.
Czekam na wasze opinię :) 
Piszcie czy wam się podoba czy nie, czy majcie jakieś prośby, zażalenia, sugestie
Wszystko zrozumiem i wezmę sobie do serca, więc nie bójcie się wyrażać swojej opinii. 
Jeśli chcecie możecie polecić gdzieś to opowiadanie jak wam się choć trochę podoba :)
Będę bardzo bardzo BARDZO wdzięczna.
No i ponad 5,4 tys wyświetleń?! 
Jejku w życiu bym nie przypuszczała, że mój blog będzie miał tyle odsłon!
DZIĘKUJĘ WAM Z CAŁEGO SERCA! 

poniedziałek, 24 czerwca 2013

8. Dream

Siedziałam na tylnym siedzeniu zaraz za tatą spoglądając na swój lewy nadgarstek, który wciąż był lekko spuchnięty i powoli zmieniał kolor z mocno czerwonego na fioletowy. Będzie ślad po uścisku Deana i jestem pewna, że nie zniknie tak szybko jakbym chciała. Westchnęłam podnosząc się lekko w górę, żeby móc wyciągnąć z tylnej kieszeni spodni wibrujący telefon i przejechałam palcem po ekranie w celu odblokowania go, a moim oczom ukazała się informacja o jednej nieodczytanej wiadomości.

Od: Jessie
Jestem już na miejscu i czekam. Zamówiłam nam Smoothies :D

Uśmiechnęłam się pod nosem i szybko wystukałam odpowiedz.

Do: Jessie
Już jadę. Będę za 5 minut ;)

Nacisnęłam wyślij i schowałam urządzenie z powrotem do prawej tylnej kieszeni moich jeansów, a swój wzrok przeniosłam na okno, za którym przewijała się masa ludzi.
- Skarbie - oblizałam wargi i przekręciłam głowę aby spojrzeć na mamę, która siedziała lekko odwrócona w moją stronę co pozwalało jej mnie lepiej widzieć. - Nie wróć dzisiaj późno, dobrze?
- Czemu? - ściągnęłam brwi i zaczęłam dokładnie lustrować jej twarz, podczas gdy ona zerknęła nerwowo na tatę prawdopodobnie szukając ratunku. 
- Ponieważ musimy ci coś powiedzieć - tym razem zerknęłam na wsteczne lusterko napotykając krótkie spojrzenie ojca i ściągnęłam jeszcze bardziej brwi przełykając ślinę. 
- Coś się stało? Coś z Samem? Z Zoe? - zaczęłam przesuwając się lekko w przód, ale nagle samochód się zatrzymał, a ja wyjrzałam za okno i zobaczyłam, że jesteśmy na miejscu. 
- Nie, nic z tych rzeczy... Po prostu nie bądź późno. - z ust mamy wydobyło się westchnięcie, a ja oblizałam usta przygryzając dolną wargę zębami i skinęłam głową odpinając pas. - Nie martw się, to nic strasznego... tak sądzę. 
- Dzięki, to mnie pocieszyłaś. - burknęłam uśmiechając się krzywo, a mama uniosła kąciki ust i poklepała mnie dłonią po moim kościstym kolanie. 
- Idź i baw się dobrze. A ja wrzucę do prania twoją bluzkę. - skinęłam głową otwierając drzwi i wysiadłam z samochodu ruszając w stronę wejścia do Starbucksa, gdzie miała czekać na mnie Jess.
Weszłam do środka przytulnego i pełnego ludzi pomieszczenia szukając wzrokiem drobnej blondynki, a gdy dostrzegłam ją siedzącą tyłem do wyjścia przy jednym z okrągłych stolików z uśmiechem na ustach zaczęłam iść w jej kierunku. 
- Hej - podeszłam do niej od tyłu i nachyliłam się nad jej uchem przez co zaskoczona dziewczyna niemal pisnęła na całą kawiarnię, a ja z uśmiechem zajęłam miejsce na przeciwko niej.
- Cześć - szepnęła posyłając mi groźne spojrzenie, które polegało na zmrużeniu oczu, a ja sięgnęłam po przezroczysty kubek z zielonym logiem kawiarni, który wypełniony był zmiksowanym napojem o smaku truskawkowym - Moja ciocia powinna podejść do nas za chwile bo teraz jest spory ruch. 
- Widzę, właśnie. Tutaj tak zawsze? - upiłam łyk przepysznego napoju i jęknęłam cicho ponieważ dodany do niego lód dawał idealne schłodzenie, a dziewczyna popijając swój o smaku czekoladowym skinęła głową.
- Cześć dziewczyny... - podniosłam głowę i zobaczyłam bardzo ładną kobietę o łagodnym wyrazie twarzy, a także blond włosach związanych w wysokiego kucyka.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się odpowiadając na jej przyjazny uśmiech podczas gdy ona usiadła koło nas i badawczo mi się przyglądając. 
- Ty jesteś Alex, tak? - skinęłam głową, a ona wyciągnęła rękę - Jestem Lisa, miło mi cię poznać. 
- Mi panią również - uścisnęłam jej rękę, a ona posłała mi kolejny uśmiech. 
- Och, mów mi Lisa nie jestem aż taka stara. - uniosłam kąciki ust kiwając głową, a kobieta położyła łokcie na stole lekko się pochylając. - Jess, mówiła, że szukasz pracy... - skinęłam mimo iż to nie było pytanie - A my właśnie planujemy kogoś zatrudnić. 
- Tak, wiem i jest mi bardzo miło, że zgodziła się pani... to znaczy, że zgodziłaś się na to spotkanie - poprawiłam się widząc jej wymowne spojrzenie i przełknęłam ślinę podnosząc kubek do ust, ponieważ trochę zaschło mi w gardle. 
- Jess, mówiła, że pracowałaś już wcześniej jako kelnerka. - odstawiłam kubek i wytarłam palcami kąciki ust przełykając ślinę. 
- Tak, w Les Deux Salons - blondynka otworzyła szeroko oczy i skinęła głową. 
- Dobrze, sprawdzę to i zadzwonię do ciebie jutro, okej? - pokiwałam głową z uśmiechem - Dobra muszę już lecieć - zaczęła się podnosić spoglądając na rosnącą kolejkę, a Jess zaczęła zbierać swoje rzeczy. 
- No my też idziemy. - pokiwałam głową, a kobieta zrobiła parę kroków w przód, ale po chwili zatrzymała się i wróciła do naszego stolika, gdy my już podniosłyśmy się z krzeseł. 
- Tak nieoficjalnie... Masz tę pracę, ale to tak nieoficjalnie. - mrugnęła do mnie posyłając mi szeroki uśmiech, a ja chciałam skakać z radości, ponieważ praca tutaj pomoże mi w uzbieraniu na swój własny samochód. 
- Dziękuję - uśmiechałam się szeroko jak jakaś idiotka pokazując wszystkim moje zęby, a kobieta pokręciła głową śmiejąc się do siebie i ruszyła za ladę. - Twoja ciocia jest niesamowita. 
- Tak, wiem zupełnie jak ja. - spojrzałam na blondynkę, gdy zarzucała włosy na plecy i parsknęłam śmiechem widząc jej wysoko uniesioną brodę. 
- Z pewnością. Chodź idziemy. - złapałam ją pod ramię zabierając kubek z napojem i ramie w ramie ruszyłyśmy w stronę wyjścia. 

                                                                      ~*~

- No co ty gadasz! Tak powiedział? - pokiwałam głową spoglądając na ziemię, a w mojej głowie echem odbijały się słowa Deana. - Co za dupek - Jess prychnęła opierając się plecami o ławkę na której siedziałyśmy, a ja zaczęłam z nerwów bawić się kosmkiem swoich długich włosów, który wysunął się z niechlujnego koka.
- W sumie trochę mi się należało... - szepnęłam niepewnie, a dziewczyna szybko odwróciła głowę w moją stronę spoglądając na mnie szeroko otwartymi oczami. 
- Nawet tak nie mów! Byłaś jedyną osobą, która coś zrobiła podczas gdy cała szkoła się temu tylko przyglądała. - wzruszyłam ramionami biorąc głęboki wdech i przerzuciłam lewą nogę przez ławkę na której siedziałam okrakiem, a następnie podniosłam się wyciągając telefon z tylnej kieszeni spodni. 
- Muszę już lecieć. Jest późno, a rodzice chcąc jeszcze ze mną porozmawiać. - jęknęłam chowając iPhona tam skąd go wyciągnęłam i kątem oka dostrzegłam jak blondynka wstaje otrzepując spodnie. 
- Która godzina? - stanęła na przeciwko mnie, a ja podciągnęłam rękawy bluzki, którą dał mi Justin, nad łokcie, ponieważ wieczór był naprawdę ciepły.
- 21:34 
- To co widzimy się jutro w szkole? - skinęłam głową z uśmiechem, a dziewczyna wyprostowała się jakby właśnie wpadła na jakiś pomysł i uniosłam brwi szczerze przestraszona tym co też mogła wymyślić. - Wpadnę po ciebie rano! Pojedziemy razem, co ty na to? 
- Nie chce sprawiać kłopotu.... - pokręciłam głową lekko się krzywiąc a Jess złapała mnie za ramiona. 
- Oj, przestań to żaden kłopot. Tatuś tankuje samochód - zaśmiałam się potrząsając głową, a dziewczyna mocno mnie przytuliła. - Bądź gotowa o 7.45! 
I ostatnie co widziałam to jej plecy jak odchodziła ścieżką kierując się w stronę swojego domu, a ja wzdychając odwróciłam się na pięcie i schowałam ręce do przednich kieszeni spodni szykując się na długi spacer. 
Przez całe pół godziny drogi myślałam o dzisiejszym dniu, o Justinie, o Deanie i o tym o czym chcą mi powiedzieć rodzice. To nie był najlepszy pomysł, ponieważ wspomnienia i złe przeczucia zalały moją głowę niczym morska fala wywołując mdłości. Wzięłam głęboki wdech zadowolona z tego, że mój spacer dobiegł końca i weszłam po paru schodkach na górę stając przed drzwiami. Nacisnęłam na klamkę i weszłam do środka przekręcając za sobą drzwi na klucz, bo zapewne nikt już nie będzie wychodził. 
- Jestem! - weszłam w głąb mieszkania, ale przywitała mnie cisza, więc zajrzałam w prawo do salonu i zobaczyłam włączony telewizor przed którym siedział tata. 
Podeszłam bliżej ciekawa czemu nawet mi nie odpowiedział i gdy zobaczyłam jego twarz uśmiechnęłam się widząc, że śpi, ale mój uśmiech zszedł z twarzy gdy zobaczyłam kilka pustych butelek po piwie. Szybko je zabrałam, żeby nie widziała tego mama i wyniosłam je na dwór do śmietnika, a gdy wróciłam do domu ponownie zakluczyłam drzwi idąc do siebie na górę. 
Przetarłam czoło zamykając się w swoim pokoju i oparłam się plecami o drzwi przymykając oczy. Odchyliłam głowę do tyłu i dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak bardzo byłam zmęczona, a jeszcze rano miałam wstać do szkoły. 
Odepchnęłam się od drzwi i podeszłam do łóżka siadając na nim, a następnie ściągnęłam buty zostawiając je na podłodze. Opadłam na plecy i zasłoniłam oczy prawą ręką, a do moich nozdrzy dotarł męski zapach, więc uniosłam lekko rękę przyglądając się bluzce, która pachniała nim.
Przekręciłam się na prawy bok podkulając kolana do klatki piersiowej i umieściłam ręce pod prawym policzkiem chcąc mieć blisko zapach Justina. 

                                                                       ~*~ 

Otworzyłam oczy słysząc ciche pukanie i podniosłam się do pozycji siedzącej rozglądając się po wnętrzu mojego pokoju, w którym było kompletnie ciemno. Przetarłam oczy podnosząc się z łózka i ruszyłam w stronę drzwi otwierając je, ale gdy za nie wyjrzałam nikogo nie było. Ściągnęłam brwi zamykając pokój i gdy pukanie rozległo się ponownie dotarło do mnie, że dochodzi ono z balkonu, więc bardzo powoli ruszyłam w tamtą stronę, a moim oczom ukazała się ciemna postać. Serce zaczęło mi szybciej bić, więc zapaliłam lampkę stojącą na biurku i wywróciłam oczami widząc twarz osoby, która ośmieliła się mnie najść o tak późnej godzinie. Podeszłam do balkonu i otworzyłam go zakładając prawą rękę na biodro. 
- Czego chcesz, Justin? - niechęć i zmęczenie było wyczuwalne w moim głosie, a on niepewnie przełknął ślinę, ale gdy spojrzał na moją klatkę piersiową uśmiechnął się delikatnie. 
- Nie ściągnęłaś jej. - wywróciłam oczami wiedząc, że pije do koszulki która miałam na sobie. 
Jego koszulki
- Po co tutaj przyszedłeś? - powtórzyłam swoje pytanie, a chłopak wzruszył ramionami i dopiero zauważyłam, że stoi lekko zgarbiony z rękami w przednich kieszeniach spodni. 
- Gdy tylko cię zobaczyłem chciałam coś ci powiedzieć, coś zrobić... - nim zdążyłam zareagować Justin wszedł do środka i łapiąc mnie za policzki złączył razem nasze usta. 
Stałam tak z szeroko otwartymi oczami, ale po chwili je przymknęłam i położyłam swoje dłonie na jego zatracając się w tym pocałunku. 
- Tęskniłem... - przerwał pocałunek i oparł swoje czoło o moje, a ja szeroko się uśmiechnęłam. 
- Alex... - otworzyłam oczy spoglądając na niego - Alex... - jego usta wcale się nie ruszały, ale moje imię zostało przez kogoś wypowiedziane. 
- Alex! - otworzyłam szeroko oczy, a mój przyspieszony oddech sprawiał, że moja klatka piersiowa unosiła się i opadała w bardzo szybkim tempie. 

To był tylko sen? Tylko sen?

____________________________________________________

No i jest kolejny! 
Zapraszam komentowania. 
I dziękuję, za tak miłe komentarze, czytam każdy i wierzcie mi banan nie schodzi mi z twarzy. 
Uwielbiam dla was pisać. 
Mam nadzieję, że mnie nie zostawicie bo akcja dopiero się zaczyna. 
Reklamujcie mojego bloga jeśli to dla was nie problem, a ja odwdzięczę się tym samym. 
Mogę was też informować o nowych rozdziałach tylko dajcie znać czy tego chcecie, a zrobię nową zakładkę.
Wystarczy napisać, że chcesz być informowana i w jaki sposób :)
DZIĘKUJĘ! 
I do następnego :)  

czwartek, 20 czerwca 2013

7. What happened?

Przełknęłam ciężko ślinę ponieważ wielka gula urosła w moim gardle i przymykając oczy modliłam się w duchu, żeby to był tylko jakiś chory sen. 
- Ładny tyłek - otworzyłam szybko oczy zaciskając szczękę, bo zdałam sobie sprawę, że pochylając się wypinam 'dolną część pleców' i wycofałam się z tylnego siedzenia samochodu, a gdy byłam już w pionie obróciłam się na pięcie stając przodem do chłopaka. 
Jego cwany uśmieszek lekko mnie przerażał, ale musiałam przyznać, że był całkiem przystojny i gdyby nie to, że groził mi śmiercią a także był takim aroganckim dupkiem nic bym do niego nie miała. 
Jess powiedziała mi, że nazywa się on Dean i jest typem człowieka, z którym lepiej nie zadzierać, ale ja od razu wiedziałam, że zajdę mu za skórę moim bezmyślnym zachowaniem i gadaniem wszystkiego co mi ślina na język przyniesie.
Zrobiłam krok w prawo chcąc go wyminąć, ale to nic nie dało bo chłopak wciąż stał na przeciwko mnie z cwanym uśmiechem na twarzy i z rękami skrzyżowanymi na torsie. 
- W czymś mogę pomóc? - spytałam lekko drżącym głosem, nad którym ledwo panowałam i unosząc w górę lewą brew również skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej wyczekując odpowiedzi. Bałam się ale wolałam tego nie okazywać, więc przybrałam obojętny wyraz twarzy, który lekko podchodził pod kpiący co nie bardzo mu się spodobało.
Ściągnął brwi rozplatając ręce, które opadły wzdłuż jego ciała a ja widziałam jak jego jabłko Adama unosi się i opada, gdy przełyka ciężko ślinę. Zacisnął szczękę przez co poczułam jak po moim ciele przechodzą dreszcze i te pioruny ciskające z jego oczu sprawiły, że moje serce prawie zamarło ze strachu. 

Uciekaj, głupia!

Podskoczyłam tłumiąc krzyk gdy zatrzasnął drzwi od samochodu i obserwowałam dokładnie jego twarz kiedy z wypisaną na niej furią zbliżył się w moją stronę. Niemal wbiłam się plecami w bok samochodu, który blokował mi drogę ucieczki, a gdy położył swoje dłonie po prawej i lewej stronie mojej głowy byłam pewna, że już po mnie.
- Tak - jego zęby wciąż były zaciśnięte, a nasze nosy dzieliły milimetry przez co przestałam oddychać, bo bałam się, że nawet mój najmniejszy ruch jeszcze bardziej go zdenerwuje - Musisz zapłacić za to, co zrobiłaś. 
Przełknęłam ciężko ślinę, a w moich oczach zaczęły zbierać się łzy, gdy zbliżył swoje ciało do mojego.

Wiej, idiotko!

Bardzo powoli uniosłam lewą nogę w górę zaciskając szczękę i z całej siły nacisnęłam na prawą stopę chłopaka, który warknął zaskoczony odsuwając się ode mnie. To była moja szansa. Szybko odsunęłam się od samochodu i już miałam ruszyć biegiem w stronę domu z którego parę minut temu wyszłam, ale poczułam silny uścisk na moim lewym nadgarstku. 
- Ty, suko! - mocne szarpnięcie sprawiło, że odwróciłam się na pięcie niemal upadając, a uścisk chłopaka się wzmocnił i ból który mu towarzyszył też. 
Czułam się jakby ktoś mi miażdżył rękę jednocześnie ją wykręcając, a z moich oczu poleciały łzy, których już nie byłam w stanie powstrzymywać. 
- Ciebie zaboli mocniej niż mnie - cwany uśmiech pojawił się na jego twarzy a dosłownie dwie sekundy później zobaczyłam jak jego lewa ręka unosi się w górę i od razu wiedziałam co nastąpi dlatego spojrzałam na niego przerażonymi oczami, które teraz były szeroko otwarte, a do tego całe zapłakane.
- Hey! - przekręciłam głowę w prawo słysząc znajomy głos i dostrzegłam postać szybko przemierzającą ścieżkę, która łączyła wille Justina ulicą.
- O nie. - szepnęłam gdy zobaczyłam te opuszczone w kroku spodnie, postawione do góry jasno brązowe włosy i złość wymalowaną na twarzy. 
- Puść ją - nie mogłam oderwać od niego wzroku, gdy podszedł do nas z wściekłością wymalowaną na twarzy, a uścisk na mojej przegubie się wzmocnił przez co syknęłam spoglądając na Deana.
- Bo co, Bieber? - Zobaczyłam jak wzrokiem rzuca wyzwanie Justinowi ciągnąc mnie w swoją stronę, aż prawie wpadłam na jego tors i lekko wykręcił moją rękę dając mi do zrozumienia, że nie ucieknę. 
Skrzywiłam się nie chcąc krzyczeć i spojrzałam na Justina, który zrobił parę kroków w stronę mojego oprawcy. 
- Nie chcesz wiedzieć, Evans. - syknął niemal na niego spluwając, a ja otworzyłam szerzej oczy. 

To oni się znają?  

- Och, już się zaczynam bać... - Justin w mgnieniu oka znalazł się parę centymetrów przed niższym od niego Deanem, przez co ten zachwiał się lekko zdezorientowany i puścił moją rękę, a ja wykorzystałam tą okazję uciekając na bok.
- Nic ci nie jest, Alex? - głęboki głos piosenkarza dotarł do moich uszu, gdy masowałam obolały nadgarstek, który swoją drogą był czerwony i spuchnięty. 
- Jest w porządku - szepnęłam pociągając nosem i spojrzałam na chłopaków, którzy nie odrywali od siebie wzroku. 
Wyglądało to tak jakby ich własne życie zależało od tego kto dłużej wytrzyma spojrzenie rywala wygrywając ten jakże dziecinny pojedynek. 
Nagle Dean oderwał wzrok od Justina i spojrzał na mnie unosząc brwi, a na jego twarzy pojawił się cwany uśmieszek. 
- Czekaj... czekaj. Proszę nie mów mi, że ta pożal się Boże gwiazdka popu to twój chłopak... - wyprostowałam się, gdy Dean wybuchnął śmiechem i otworzyłam szerzej oczy. 
- Nie! 
- A nawet jeśli to co? - spojrzałam z jeszcze większym zdziwieniem na Justina, który nawet nie ruszył się o milimetr wciąż zatapiając wściekły wzrok w mojego 'kolegę' ze szkoły. 
- O Boże, to będzie dobre. - Dean po raz kolejny wybuchł śmiechem, a ja stałam tam cała zapłakana jak idiotka i nie wiedziałam co się dzieje. 
Skakałam wzrokiem między chłopakami i słowo daje, że wyglądali jakby mieli się zaraz na siebie rzucić, wiec zrobiłam krok chcąc stanąć między nimi.
- Joł, Dean! Idziesz? - wszyscy jak na zawołanie spojrzeli w miejsce skąd dochodził męski głos, wiec i ja odwróciłam głowę. 
Zobaczyłam chłopaka siedzącego w srebrnym sportowym samochodzie na miejscu pasażera. 
- Jasne. - usłyszałam prychnięcie i podskoczyłam, gdy Dean ponownie znalazł się blisko mnie, a cwany uśmiech nie schodził z jego twarzy. - Widzimy się w szkole, maleńka. 
Przymknęłam oczy biorąc głęboki wdech, gdy jego prawy policzek otarł się o mój lewy powodując tym samym paraliż mojego całego ciała.
Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam tors okryty białym podkoszulkiem, wiec podniosłam lekko głowę i dostrzegłam zatroskane spojrzenie Justina, które dokładnie lustrowało moją twarz. 
- Jesteś cała? - skinęłam nieznacznie głową i poczułam jak po moim policzku spływa pojedyncza łza, a następnie byłam schowana w mocnym uścisku chłopaka, gdzie śladem poprzedniej łzy zaczęły spływać kolejne. - Cicho, już dobrze. 
Pociągnęłam nosem wciąż trzymając się za nadgarstek, a prawa dłoń szatyna przytrzymywała tył mojej głowy dociskając ją do jego torsu podczas gdy lewa delikatnie pocierała moje plecy.
Cudowny zapach perfum wypełnił moje nozdrza, a cichy uspokajający głos pieścił moje uszy i przymknęłam oczy czując się bezpiecznie. Jak nie czułam się od dawien dawna.

Czy wiesz, że Justin Bieber właśnie trzyma cię mocno w objęciach? Justin Bieber! TEN Justin Bieber!

Otworzyłam szeroko oczy i powoli ale stanowczo wysunęłam się z mocnego uścisku chłopaka ocierając łzy. 
- Dziękuję. - wzięłam głęboki wdech ignorując jego pytające spojrzenie i ruszyłam w stronę willi starając się jakoś zamaskować to że chwile temu płakałam. 
- Alex! Poczekaj! - kątem oka dostrzegłam, że zrównuje ze mną swój krok i przełknęłam ślinę oddychając głęboko, bo nie chciałam zostawić żadnych śladów po wydarzeniach sprzed paru minut, które mogłyby zaalarmować rodziców. 
- Skąd znasz Deana? - oderwałam prawą dłoń od wciąż pulsującego lewego nadgarstka i przetarłam policzki zatrzymując się przy drzwiach wejściowych. 
- Chodzę z nim do szkoły, a ty? Skąd go znasz? - uniosłam brwi, a Justin oblizał swoje pełne malinowe usta przez co na nie spojrzałam i od razu tego pożałowałam bo to przywołało raniące a zarazem jakże przyjemne wspomnienie. 
- To długa historia. - przeniosłam wzrok na jego miodowe oczy, które w świetle mieniły się odcieniem zieleni i otworzyłam lekko usta. 
- Jasne. - burknęłam, a chłopak już chciał coś powiedzieć, ale przekręciłam głowę w prawo a on swoją w lewo, bo drzwi przy których staliśmy właśnie się otworzyły i ujrzałam uśmiechniętą Pattie. 
- Tak myślałam, że was słyszę. Dlaczego tutaj stoicie? - jej zdezorientowany wzrok skakał na przemian po mojej twarzy i po twarzy Justina oczekując odpowiedzi, która wciąż nie nadchodziła. - Nieważne, wchodźcie do środka. - machnęła ręką odsuwając się od drzwi żebyśmy mogli wejść, co szybko zrobiłam chcąc być jak najdalej od Justina.
Weszłam do salonu w którym siedzieli moi rodzice i wzięłam głębszy wdech mając nadzieję, że mój głos mnie nie zawiedzie. 
- Nie znalazłam jej. - oddałam mamie kluczyki dumna z tego, że mój głos się nie załamał, a ona szybko schowała je do torebki niczego nie podejrzewając. - Najwyżej zadzwonię do Jess i odwołam. 
W drodze do domu rodzice mieli mnie wyrzucić w mieście, żebym mogła spotkać się z dziewczyną, którą poznałam pierwszego dnia w szkole i tak świetnie się rozumiemy, że przeniosłyśmy naszą znajomość też poza szkołę. Kto wie, może będzie to jedna z moich najlepszych znajomości.
- Ja ci mogę coś pożyczyć. - odwróciłam się na pięcie i zobaczyłam lekko zgarbionego chłopaka, którego dłonie były schowane w przednich kieszeniach spodni tak, że wystawały tylko kciuki. 
- Nie trzeba, ale dziękuję. - pokręciłam głową przełykając ślinę, bo nie chce jego ciuchów. 
Nie chcę od niego nic. Kompletnie nic. 

Poza jego miłością, prawda? 
UGH zamknij się!

- To dobry pomysł, Justin! - przekręciłam głowę o dziewięćdziesiąt stopni mrożąc moją mamę wzrokiem, a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

Zabije ją, albo najlepiej od razu siebie.

- Idź z Justinem na górę, on na pewno ci coś wybierze. - wywróciłam oczami słysząc ten nacisk na pierwszą część zdania, a także podtekst w jej głosie i czułam, że zaraz wybuchnę. 
Ta to jak coś czasami palnie, to naprawdę nie wiem czy śmiać się czy płakać.
Westchnęłam niechętnie i nie wiem sama czemu, ale poszłam za Justinem jak ta idiotka prosto do jego pokoju. Tak, wiem, że pare tysięcy dziewczyn zabiło by, żeby znaleźć się na moim miejscu, ale teraz to ja chciałam dać się zabić, żeby tam nie iść.
Moja nogi same weszły na górę kierując się PROSTO do jego pokoju, a gdy przepuścił mnie w drzwiach rozejrzałam się po wnętrzu i nie widziałam już tej stłuczonej lampy na podłodze.
- Jakieś specjalne życzenia co do bluzki? - pokręciłam przecząco głową przygryzając dolną wargę i wzięłam głęboki oddech, gdy chłopak skinął swoją ze zrozumieniem po czym otworzył białe drzwi. 
- Bokserka? Koszulka? Czy wolisz T-shirt? - stłumiony głos dotarł do moich uszu, a gdy spojrzałam na przejście w którym zniknął piosenkarz po chwili dostrzegłam jego wychyloną głowę. 
- Obojętnie - uniosłam kąciki ust na sekundę tworząc uśmiech, a gdy ponownie zniknął w drugim pomieszczeniu pokręciłam do siebie głową. 
- Co się z tobą dzieje, Alex? - szepnęłam przymykając oczy. 
- Proszę - spojrzałam na szary materiał, który Justin trzymał w dłoni i uśmiechnęłam się do niego wdzięcznie biorąc cienką bluzkę. - Możesz skorzystać z tej łazienki. 
Wskazał kciukiem za siebie więc skinęłam głową i ruszyłam w stronę kolejnych śnieżnobiałych drzwi znajdujących się w tym pokoju. 
Weszłam do środka zamykając się tam i oparłam się placami o drewniane drzwi wypuszczając z ulgą powietrze z płuc. 
- Co za okropny dzień. - westchnęłam kręcąc głową i podeszłam do wielkiego lustra zajmującego niemal połowę wyłożonej karmelowymi płytkami ściany. 
Przy umywalce znajdowała się masa męskich kosmetyków, suszarka, szczoteczki do zębów i pare innych rzeczy, które należały do Justina.
Ściągnęłam naszyjnik, a następnie bluzkę kładąc ją na półce i spojrzałam na koszulkę chłopaka. 
Podniosłam ją w górę i przyłożyłam do swojego nosa rozkoszując się tym cudownym męskim zapachem.

Przestań! Zachowujesz się jak psychicznie chora! 

Oderwałam szybko nos od miękkiego materiału i przełykając ślinę zaczęłam ją zakładać. Była to szara bluzka z różowymi rękawami 3/4 i trzema białymi guzikami pod szyją. Wzruszyłam ramionami widząc, że jest trochę za duża bo sięgała mi do połowy ud, ale nie ważne. Ważne że miałam w czym iść na spotkanie z Jessie. 
Zabrałam swoją brudną bluzkę i wyszłam z łazienki prosto do pokoju Justina, który siedział na swoim łóżku grzebiąc w telefonie. Jego głowa uniosła się gdy tylko usłyszał moje kroki i wstał odrzucając telefon na łóżko. 
Uśmiechnął się blado i oblizał swoje usta przez co ja przygryzłam swoje napotykając jego spojrzenie skierowane centralnie w moje oczy.

Krępująca cisza.

Chyba powinnam go za wszystko przeprosić. Zachowywałam się jak ostatnia suka, a on teraz jest dla mnie taki miły i tak słodko się uśmiecha. Tak, przeproszę go innym razem.

Dobrze, wiesz, że nie będzie innego razu. 
 
- To ja już pójdę - obróciłam się w lewo i wyszłam na korytarz masując już dochodzący do siebie nadgarstek, a swoją bluzkę trzymałam pod prawą pachą. 
Poczułam dłoń na swoim lewym ramieniu przez co obróciłam się na pięcie i spojrzałam pytająco na chłopaka, który zdecydowanie nad czymś myślał.
- Alex... Słuchaj...Um...Chciałem Cię przeprosić. - schowałam ręce do przednich kieszeni spodni tak, że kciuki wystawały mi na zewnątrz i spojrzałam na podłogę wzdychając, bo nie mogłam patrzeć na przygnębiony wyraz twarzy chłopaka.
- Nie, to ja przepraszam. - Przełknęłam ślinę kręcąc delikatnie głową i podniosłam ją wciąż rozglądając się dookoła byle by na niego nie spojrzeć, bo moje serce wariowało czując samą jego obecność. - Za to jak potraktowałam cię w szpitalu...To było...
- Podłe? Chamskie? Niegrzeczne? - przeniosłam szybko na niego swój wzrok, ale gdy tylko zobaczyłam ten niepewny/nieśmiały uśmiech, który pokochałam tak dawno temu sama uniosłam kąciki ust czując jak zdenerwowanie powoli mija.
- Tak, tak. Załapałam jestem potworem. - wywróciłam oczami wyciągając dłonie z kieszeni i uśmiechnęłam się co rozładowało trochę napięcie panujące na korytarzu, ale gdy Justin spoważniał uśmiech z mojej twarzy zniknął.
- Byłem w szoku gdy cię zobaczyłem. Zniknęłaś nie dając znaku życia. Myślałem, że cię już nie zobaczę. Powiesz mi co się stało?


Cholera i co teraz?

Czułam jak moje serce przyspiesza, bo nie chciałam do tego wracać to wciąż bolało. 
- Alex jedziemy! Idziesz?! - odetchnęłam z ulgą słysząc krzyk taty dochodzący z dołu i zamrugałam szybko oczami. 
- Innym razem, okej? - skinął głową, a ja znowu uniosłam kąciki ust formułując nieśmiały uśmiech wdzięczna, że zrozumiał. - Dzięki za koszulkę i ratunek. 
- Nie ma za co. Polecam się na przyszłość. - odpowiedziałam uśmiechem na jego uśmiech i poczułam to dziwne uczucie w brzuchu, wiec szybko zbiegłam schodami w dól krzycząc 'cześć'.

Czyżbym zaczynała lubić Justina?

Dziewczyno, czy ty w ogóle przestałaś go lubić?

Znowu ten irytujący głos odezwał się w mojej głowie, który chciałam uciszyć, ale nie mogłam. 

Dobre pytanie.

No właśnie, a jeszcze lepsze to 'czy przestałaś go kochać?'

Tak! Nie wiem... Może... Jasna cholera.

Otworzyłam szerzej oczy bo moje sumienie czy czymkolwiek ten głosik w mojej głowie był sprawił, że zaczęłam się głęboko zastanawiać nad tym co właściwie czuję do Justina.
 
Lepiej go unikaj, jeśli nie chcesz by to się powtórzyło.

No tak i tutaj miał racje.

_____________________________________________

Przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale cholera moje życie pędziło w ekstremalnie szybkim tempie i nie miałam na nic czasu, a do tego komputer mi padł. 
Rozdział jest jaki jest. 
Nie powala. 
Teraz mam w końcu wakacje i masę wolnego czasu, więc notki będą pojawiać się częściej :)
Cieszycie się? 
Nie? 
Spoko, gdybym była na waszym miejscu nie wiem czy bym chciała czytać to nudne i bezsensowne opowiadanie.
Obiecuje że będzie lepiej jeśli tylko zostaniecie. 
Będzie więcej dramatu i więcej zbliżeń między Justinem i Alex, a także Alex i Deanem, a także pare akcji typu Justin vs. Dean.
Piszcie co sądzicie! 
A i dajcie mi znać w komentarzeach czy wolicie rozdziały takiej długości czy dłuższe ( takie jak były poprzednio) czy może jeszcze krótsze. 
Czekam ! 
Bardzo dziękuję, że czekacie na notki i je czytacie to znaczy dla mnie bardzo duuuuuużooooo! 
PLUS ponad 4 tys wyświetleń? 
KURWA idę się rzucić ze szczęścia z mostu. 
Uwielbiam was! 
Kocham xx 
Do następnego :)
 

poniedziałek, 3 czerwca 2013

6. Cherry juice

Ziewnęłam zamykając zaspane oczy i położyłam lewy łokieć na marmurowym blacie, a następnie na wnętrzu rozłożonej dłoni umieściłam lewy policzek tak aby ręka jakoś podtrzymywała ciężką głowę. 
Jest środa i teoretycznie powinnam być w szkole, ale mamy wolne z powodu jakiegoś święta o którego istnieniu nawet nie wiedziałam. Cóż to jest właśnie Ameryka, więc nie powinnam się dziwić bo tutaj wszystko jest inaczej.
- Cześć skarbie. - otworzyłam oczy słysząc serdeczny głos mamy i wyprostowałam się bardzo powoli ponieważ plecy lekko pobolewały mnie po poniedziałkowym spotkaniu ze szkolnymi tyranami. 
- Cześć - prawą ręką złapałam za ucho błękitnego kubka i wzięłam łyk gorącej herbaty podczas gdy mama przelewała kawę z ekspresu do kubka ze swoim imieniem. 
- Powiesz mi co się stało dwa dni temu w szkole? - przełknęłam ślinę odstawiając kubek i przygryzłam dolną wargę uciekając wzrokiem przed wyczekującym spojrzeniem mojej rodzicielki. 
- Nie ma o czym - szepnęłam i odruchowo zaczęłam wyłamywać swoje palce, które były krzywdzone za każdym razem kiedy się denerwowałam.
Przygryzanie dolnej wargi, przełykanie śliny, wyłamywanie palców, uciekanie wzrokiem to tylko parę oznak świadczących o tym, że jestem zdenerwowana i sądząc po westchnięciu, które wydobyło się z ust mamy ona doskonale zdawała sobie sprawę z tego co się ze mną dzieje, chociaż starałam się udawać obojętność.
- Alex... - zaczęła wyrywając mnie z zamyślenia i czułam jak moje mięśnie się spinają, kiedy ruszyła w moją stronę ze współczuciem wymalowanym na twarzy. - W Poniedziałek dzwonił dyrektor Larson. Trzech uczniów zostało zawieszonych, a ty byłaś w samym środku całego zamieszania. Do tego byłaś przerażona gdy tata zapytał jak minął ci pierwszy dzień.
- Wcale, że nie byłam. - spojrzałam prosto w jej oczy i gdy widziałam w nich determinację, z którą nigdy nie jest mi łatwo wygrać westchnęłam kręcąc głową. 
- Trzech chłopaków znęcało się nad dwójką uczniów podczas gdy cała szkoła się temu biernie przyglądała, a wiesz, że ja tego nie lubię. Tak, więc podeszłam do nich, nastąpiła wymiana zdań - przełknęłam ślinę na samo wspomnienie tych paru minut i wzięłam łyka herbaty, a mama kiwnęła głową, żebym kontynuowała - a gdy jednemu z nich nie spodobało się to co miałam do powiedzenia chciał coś mi zrobić i wtedy pojawił się dyrektor. Koniec historii. 
Dopiłam szybko resztę herbaty i wstałam z barowego krzesła aby odstawić kubek do zlewu tym samym dając do zrozumienia mamię, że nie chce już o tym rozmawiać. 
Po co miałam jej mówić o tym, że jeden z nich popchnął mnie z ogromną siłą na szafki, podczas gdy pozostała dwójka nic nie robiła tylko się śmiała, a gdy pojawił się dyrektor zawiesił całą trójkę za jakieś wcześniejsze przewinienia i wtedy trzy razy usłyszałam, że już po mnie czy że moje dni w tej szkole są policzone?

  Trzeba było uciekać. 

Usłyszałam westchnięcie i kątem oka dostrzegłam jak mama zbliża się w moim kierunku, więc odwróciłam się na pięcie tak aby być do niej przodem. 
- Jak chcesz to możemy cię przenieść - zaczęła niepewnie a ja wzięłam głęboki wdech słysząc jak głos w mojej głowie krzyczy głośne 'tak', ale jednak moja duma była silniejsza.
- Nie trzeba - pokiwała głową, a ja uniosłam kąciki ust formułując słaby uśmiech i odepchnęłam się od kredensu zmierzając w stronę wyjścia z kuchni. 
- Ach, skarbie... - ściągnęłam brwi odwracając się w jej stronę i kolejny raz delikatnie się uśmiechnęłam chcąc już wrócić na górę. - Pamiętasz, że o 15 idziemy do Pattie? 
Przełknęłam ślinę i przygryzłam od środka prawy policzek czując jak w moim brzuchu zaczynają się rewolucje na samą myśl o kolejnym spotkaniu z Nim.

Wymigaj się. 
Kłam.

- Mamo bo ja no wiesz... źle się czuje - złapałam się za brzuch jednocześnie lekko się krzywiąc udając, że coś mi jest a moja mama uniosła kubek w górę szeroko się uśmiechając.

Marny z ciebie kłamca.  

- Niezła próba. Bądź gotowa przed 15. - jęknęłam wywracając oczami i krzyżując ramiona na klatce piersiowej zmrużyłam oczy, a moja głowa pokręciła się z niedowierzaniem.
- W porządku, ale to się nazywa znęcanie. - burknęłam odwracając się na pięcie i ruszyłam schodami do swojego pokoju, gdzie szybko zamknęłam się na klucz. 

Nie chcę tam jechać.


                                                                  ~*~


Jeździłam wzrokiem dookoła kołysząc się w przód i w tył, a z moich ust co chwile wydobywały się dziwne dźwięki przypominające parskanie konia albo warkot starego motoru, którymi chciałam oznajmić rodzicom, że się nudzę.

Boże, co ja tutaj robię? 

- Alex, przestań się wiercić i zacznij się zachowywać. - wywróciłam oczami uciszając się, gdy mama odwróciła głowę, żeby mnie skarcić i poruszyłam ramionami trzymając ciasto, które zrobiła.
Stałam za rodzicami przed wielkimi drzwiami prowadzącymi do ogromnego domu i coraz bardziej się denerwowałam, a serce waliło mi jak szalone, gdy po zapukaniu drzwi się nie otwierały co tylko zwiększało napięcie. Zobaczyłam jak klamka się porusza i wstrzymałam oddech czując wielką gulę, która urosła w moim gardle, a gdy drzwi się otworzyły odetchnęłam z ulgą. Przed nami stała niska brązowowłosa kobieta o niebieskich oczach, a jej przyjazną twarz zdobił szeroki uśmiech. 
- Dzień dobry, wejdźcie. - rodzice weszli jako pierwsi, a ja niechętnie i z oporami ruszyłam za nimi, a Pattie zamknęła drzwi, podczas gdy ja podziwiałam wnętrze domu. 
- Dawno się nie widziałyśmy. - oderwałam swoje szeroko otwarte oczy od otoczenia i zamykając buzie, która uchyliła się z wrażenia jakie wywarł na mnie dom spojrzałam na kobietę.
- Tak to prawda. Piękny dom. - uśmiechnęłam się, a mama zabrała głos jako pierwsza wypowiadając to co wszyscy myśleliśmy.
- Dziękuję, ale to dom Justina. - pokiwałam głową i posłałam Pattie delikatny uśmiech uciekając wzrokiem, gdy na mnie spojrzała. 
- Ładnie wyglądasz. - odruchowo spojrzałam na swoje ubranie, które było zwyczajne, ale uśmiechnęłam się ciepło.
- Dziękuję, pani również. - kobieta machnęła ręką i szeroko się uśmiechnęła. 
- Daj, spokój. Mów mi Pattie. - skinęłam głową chociaż tak naprawdę nie miałam zamiaru mówić do niej Pattie, bo nie wiem jakbym się starała nie umiem zwracać się do dorosłych osób po imieniu. 
- Przynieśliśmy ciasto. - mama szybko wyciągnęła blachę z moich rąk i podała ją pani Mallette, a ta skinęła na salon. 
- Rozgośćcie się - chciałam ściągnąć buty, a Pattie pokręciła głową - Nie ściągaj ich, od kafelek bije chłód. 

                                                                
                                                                      ~*~ 


Siedziałam na kanapie koło mojego ojca i graliśmy na konsoli, ponieważ strasznie się nudziliśmy a moja mama razem z Pattie śmiały się rozmawiając na przeróżne tematy. Cały ten stres który czułam przed przyjściem tutaj zniknął ponieważ dowiedziałam się, że On jest na mieście czy tam w studiu nagraniowym i wróci późno. Nie ważne gdzie jest, ale dobrze że nie tutaj. A co najważniejsze byłam szczęśliwa ponieważ dzwonili ze szpitala do mojej mamy i jesteśmy na jutro umówieni z lekarzem Zoey, który ma dla nas dobre wieści. Chciałam tam jechać już dzisiaj, już teraz, ale niestety nie było go na miejscu, bo dostał wczoraj pilne wezwanie gdzieś do Nowego Jorku i będzie dopiero jutro około południa, a chce nam to przekazać osobiście. W sumie jak dzisiaj byłam u Zoe w szpitalu, to wyglądała lepiej i mówiła że tak właśnie się czuje. Cóż, doktor Bennett lubi budować napięcie i wie jak to robić.

Czy on nie rozumie, że ja do jutra nie wytrzymam?

- Ha! Widzisz tak się wygrywa! - wywróciłam oczami, gdy ojciec wstał z kanapy cisząc się swoim triumfem i wskazał na mnie palcem kręcąc biodrami co sprawiło, że wybuchnęłam głośnym śmiechem, ponieważ wyglądał komicznie. 
Po raz pierwszy od jakiegoś czasu śmiałam się szczerze, a bałam się, że już nigdy nie doświadczę tego uczucia. 
Po raz pierwszy od jakiegoś czasu byłam szczęśliwa i nie wiem dlaczego, ale byłam pewna, że nic nie zepsuje tego dnia.
- Tak, tak siadaj z powrotem gramy dalej, bo Patrickiem Swayze to ty nie jesteś. - zaśmiałam się, a ojciec wykrzywił twarz w grymasie siadając na kanapie i wziął łyka soku wiśniowego, którym poczęstowała nas Pattie
- Bardzo zabawne. Pamiętaj tylko, że to ja mam samochód, którym chcesz wrócić do domu. - prychnęłam kręcąc głową z uśmiechem i spojrzałam na cwany wyraz twarzy ojca biorąc do ręki swoją szklankę z sokiem. Miała asa w rękawie, bo chyba znalazłam pracę dzięki której kupie sobie wymarzony samochód.
- Już nie długo, bo tak się składa, że... - nie dokończyłam ponieważ drzwi wejściowe otworzyły się z impetem i pojawił się w nich On
Czułam jak moje mięśnie się spinają i wyprostowałam się jak struna, podczas gdy on stanął w salonie rozglądając się dookoła. 

Był zły. Bardzo zły.


Jego szczęka była zaciśnięta tak samo jak dłonie, a jego miodowe oczy pociemniały i ciskały błyskawicami. 
- Justin, skarbie wróciłeś... - Pattie podniosła się z miejsca chcąc do niego podejść, ale on tylko pokręcił do siebie głową i ruszył w stronę schodów, gdzie stając na co drugim stopniu zniknął na górze. - Przechodzi przez ciężki okres. - Kobieta usiadła z powrotem na kanapie wzdychając i pokręciła głową, a mama położyła jej rękę na ramieniu okazując współczucie jak i zrozumienie.
Siedziałam tak nieruchomo wpatrzona w miejsce, gdzie chwilę temu stał i poczułam jak ktoś rusza moją lewą ręką, przez co się ocknęłam, ale było już za późno. 
Śmiech ojca rozniósł się po pomieszczeniu, a ja spojrzałam w dół na pustą szklankę, która wciąż była w mojej dłoni i poczułam jak mokra bluzka przykleja się do mojego ciała. Jęknęłam widząc wielką bordową plamę na pierwotnie białym materiale i spojrzałam w prawo na ojca mrużąc przy tym oczy. 
Pattie i mama również się śmiały, ale mi nie było do śmiechu bo to była moja nowa bluzka!
- Na górze jest łazienka spróbuj to przepłukać jak chcesz - podniosłam się z miejsca i odstawiłam szklankę na stół, a ojciec ze śmiechu odchylił się na kanapie do tyłu.
Miał zamknięte oczy i udawał, że ociera łzy, a ja nie mogłam tak po prostu mu odpuścić.
- Słono za to zapłacisz. - warknęłam biorąc kawałek ciasta, które zrobiła mama i wytarłam je całe o twarz ojca, który nagle przestał się śmiać. - Masz. To za bluzkę. 
Ruszyłam w stronę schodów odprowadzona głośnym śmiechem mamy i pani Mallette co sprawiło, że wchodząc na górę śmiałam się sama do siebie. Nie wiedziałam które drzwi prowadziły do łazienki i modliłam się w duchu, żeby nie wejść przez przypadek do pokoju Justina, ale gdy tylko usłyszałam jeden z kawałków Michaela Jacksona, który swoją drogą był bardzo głośno od razu wiedziałam których drzwi mam unikać. 
Po otwarciu chyba z pięciu pokoi udało mi się znaleźć ogromną łazienkę, która była prześliczna i zamykając się niej ściągnęłam koszulkę, aby przepłukać plamę. Jęknęłam gdy plama nie schodziła, a mokra od wody bluzka wyglądała okropnie.  
Wiedziałam! Nowa bluzka i już do wyrzucenia. 
- Ugh. - odchyliłam głowę do tyłu spoglądając na sufit i zrezygnowana przetarłam ją ręcznikiem w kolorze karmelu, a następnie z powrotem ją na siebie włożyłam. 

Może dzięki temu pojedziemy szybciej do domu. 

Wyszłam z łazienki i miałam wrócić do salonu, ale usłyszałam huk, który musiał być naprawdę głośny ponieważ dotarł on do moich uszu nawet mimo głośnej muzyki.
Dochodził on z Jego pokoju, przez co jęknęłam wykrzywiając się bo ta stara i słaba, wciąż jeszcze zakochana w nim część chciała sprawdzić czy wszystko z nim w porządku, ale ta druga starająca się wyleczyć z tej miłości kazała mi mieć to głęboko gdzieś.
I kolejny huk.
Podeszłam do uchylonych drzwi i przełykając ślinę pchnęłam je niepewnie robiąc krok w przód, a moim oczom ukazała się roztrzaskana na podłodze lampa. Zrobiłam jeszcze jeden krok wchodząc w głąb pomieszczenia i dostrzegam plecy pochylonego chłopaka siedzącego przed oknem na dużym łóżku. Pokręciłam do siebie głową zastanawiając się dlaczego to robię.

Bo wciąż coś do niego czujesz.

Przełknęłam ślinę obchodząc łóżko na którym siedział i dostrzegłam, że ma twarz schowaną w otwartych dłoniach, więc wzięłam głęboki wdech czując jak wszystko ściska mnie w żołądku. 
- Wszystko w porządku? - spytałam na tyle głośno, żeby przebić się przez muzykę, a chłopak podniósł na mnie swój wzrok i zmarłam widząc jego czerwoną ze złości twarz, a jego zaszklone oczy skakały po moich. 
- A co cię to tak nagle do jasnej cholery obchodzi? - warknął wstając, a ja cofnęłam się w tył lekko przerażona jego wybuchem i spojrzałam na drewnianą podłogę czując jak na mnie patrzy ze złością.
Miał rację, bo co mnie to obchodziło? I przyznam się, że jeszcze pięć sekund temu mu współczułam, ale teraz...

Oj, przestań. Dalej mu współczujesz.
 
- Jezu, ochłoń. Chciałam być tylko miła. - Podniosłam głowę kręcąc nią z niedowierzaniem i zrobiłam krok w tył unosząc ręce w geście obronnym. - Wiesz co, zapomnij. 
Wyszłam z pomieszczenia zamykając za sobą drzwi i szybko zbiegłam schodami w dół zatrzymując się w salonie. 
Cholernie bardzo chciałam być już w domu. Czułam jak do moich oczu cisną się łzy, ale wzięłam głęboki wdech złączając górny rząd zębów z dolnym i ze wszystkich sił starałam się je powstrzymać.
- Co plama nie zeszła? - spojrzałam w lewo na uśmiechniętą panią Mallette i pokręciłam głową, bo nie mogłam wydusić z siebie słowa.
- Wydaje mi się, że w samochodzie powinna być swoja bluza, która miałaś na sobie wczoraj. - mama zaczęła szukać czegoś w torebce i po chwili podała mi klucze, a ja spojrzałam na nią przerażona. 

Czyli jeszcze zostajemy? 

Kurwa!

Podeszłam do niej już nieźle wściekła tak, że niemal wyszarpnęłam ten pęczek kluczy z jej ręki i szybko ruszyłam w stronę drzwi, przez które weszliśmy jakieś dwie godziny temu. 
Wyszłam na zewnątrz i wzięłam głęboki wdech, gdy chłodny Kalifornijski wiaterek owiał moje ciało. Zeskoczyłam z paru schodków i ruszyłam w stronę samochodu klnąc pod nosem, a moja szczęka aż zaczęła boleć od tego jak mocno ją zaciskałam. Podeszłam do samochodu i otworzyłam drzwi zaglądając na tylne siedzenie, ale za nic nie mogłam znaleźć tej bluzy. 
- No proszę kogo my tutaj mamy... - zamarłam otwierając szeroko oczy, a ręka którą trzymałam w tym momencie w górze nawet nie drgnęła i przełknęłam ślinę doskonale poznając ten głos chociaż słyszałam go może trzy razy. - ...sukę, przez którą zostałem zawieszony.

Kurwa!

_______________________________________________


Przepraszam, przepraszam, przepraszam. 
Wiem pisałam że rozdział będzie dwa dni temu, ale nie dałam rady go wstawić bo nagle wszystko zwaliło mi się na głowę. 
Nawet nie mam czasu zjeść ( co jak dla mnie jest plusem, bo trzeba zrzucić boczki przed wakacjami)
Tak czy siak, DZIĘKUJĘ WAM bardzo, za to, że czekacie, czytacie i swój czas dla mi poświęcacie! :)
Także tego... Jeszcze raz zachęcam was do pozostawienie komentarza, który da mi jako tako rozeznanie czy ktoś to w ogóle czyta, wystarczy jedno słowo 'czytam' a ja będę się jarać jak głupia. 
Przepraszam za długość rozdziału i za jego raczej nudną akcję, ale to dopiero początek. 
Zapraszam serdecznie i jeśli podoba się wam mój blog/moje opowiadanie możecie je polecić/zareklamować będę wdzięczna i również odwdzięczę się reklamą waszego bloga, albo zrobię wam shoutout'a na twitterze, tylko musicie podać mi swoje nazwy.