sobota, 24 sierpnia 2013

16. I am different

Westchnęłam odchylając głowę do tyłu i przymknęłam oczy a następnie spojrzałam na Kenny'ego, który w zamyśleniu kiwał głową wlepiając wzrok w szatyna. 
- Ale się załatwił - burknęłam otwierając szerzej drzwi i wyszłam na wycieraczkę, a Kenny zszedł ze schodków uważnie mnie obserwując. 
- Chyba pokłócił się z Seleną - pokiwałam głową tylko z grzeczności, bo wzmianka o dziewczynie chłopaka lekko mnie zdenerwowała i zaczęłam się zastanawiać, gdzie ona tak w ogóle teraz jest. Jej chłopak zalał się praktycznie w trupa, a ona zamiast pomóc mu trafić do domu, upewnić się że dotrze tam bezpiecznie to... a zresztą nawet nie wiem co tam się stało. 
- Dobrze, że Drake do mnie zadzwonił. Sam był w nie lepszym stanie - ruszyłam na palcach w stronę chłopaka bo od asfaltu bił niesamowity chłód i kucnęłam przy nim czując jak na moim ciele pojawia się gęsia skórka.
- Tak, wiem. Byłam na tej imprezie - podniosłam głowę i posłałam ochroniarzowi krótki uśmiech, a ten pokiwał ponownie głową. 
- Justin? - położyłam prawą dłoń między łopatkami chłopaka, a lewą zgarnęłam włosy do tyłu, które po chwili i tak opadły mi z powrotem na twarz zasłaniając oczy. 
- Lexi... - szatyn podniósł głowę starając się trzymać ją w pionie, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech i chciał otworzyć szerzej oczy, ale jedynie co mógł zrobić to tylko lekko je uchylić.
Dopiero po chwili dotarło do mnie jak mnie nazwał i mimo tego co miałam przed oczami moje usta uformowały się tworząc uśmiech. Uwielbiałam kiedy tak do mnie mówił, bo tylko on mnie tak nazywał. 
- Tęskniłem - czknął i jego głowa opadła powoli na jego przedramię, a ja podniosłam się kręcąc swoją. 
- Zajmę się nim. Prześpi się w pokoju gościnnym - spojrzałam na ochroniarza biorąc głęboki wdech a ten skinął. 
- Jutro o jedenastej ma wywiad - pokiwałam głową, a Kenny wsadził rękę do przedniej kieszeni spodni grzebiąc w niej, następnie wyciągnął kluczyki wystawiając je w moją stronę - Tutaj stoi jego samochód - wskazał palcem na pojazd zaparkowany przy krawężniku, a ja chwyciłam kluczyki i pokiwałam głową.
- Już ja mu zrobię rano pobudkę... - szepnęłam zakładając kółko od kluczy na palec i kucnęłam ponownie przy Justinie, a Kenny wziął głęboki wdech. 
- Pomóc ci z nim? - pokręciłam głową i złapałam lewą ręką chłopaka, a ten lekko się przebudził.
- Dam sobie radę. Dziękuję, że go przywiozłeś - uniosłam kąciki ust spoglądając na ochroniarza, który zaczął się wycofywać w stronę ulicy.
- Nie ma sprawy, z resztą nie miałem innego wyjścia. On by mnie zabił gdybym tego nie zrobił.
Odpowiedziałam uśmiechem na uśmiech Kenny'ego, a ten skręcił w prawo machając do mnie na pożegnanie i gdy mu odmachałam przeniosłam wzrok na Justina.
- Chodź zabiorę cię do domu - przełożyłam jego lewą rękę przez swoją głowę i oparłam je na moich ramionach, a swoją prawą ręką złapałam go w pasie. 
- Ładnie pachniesz - wywróciłam oczami podnosząc go z ziemi i dziękowałam w duchu, że nie waży aż tak dużo, bo gdyby tak było sama nie dałabym rady. 
- Za to od ciebie daje alkoholem - Justin starał się trzymać pion, ale kołysało nim na boki i widziałam, że nie chce się przewrócić ciągnąc za sobą mnie, więc nie byłam na niego, aż taka zła. 
- Napisałem dla ciebie piosenkę - obróciłam się z nim o 180 stopni ściągając brwi i bardzo powoli ruszyliśmy w stronę domu. 
To znaczy ja ruszyłam w stronę domu ciągnąc wyższego od siebie piosenkarza, któremu co chwile plątały się nogi. 
- Serio? Jaką? - pchnęłam nogą drzwi i o mało co nie przewróciliśmy się w progu, bo Justin zapomniał że ma przebierać nogami, jeśli chce ruszyć z miejsca.
Oderwałam prawą dłoń od boku Justina po to żeby zatrzasnąć drzwi i zaczęłam go prowadzić w stronę schodów. 
Cóż to będzie nie lada wyzwanie, bo skoro parę schodków na werandzie stanowiło dla niego taki problem to co będzie z 18?
- 'Catching feelings'... 'Where are you now' - zaczął liczyć na palcach myśląc - co nawiasem mówiąc wyglądało komicznie - a ja otworzyłam szeroko oczy, bo może nie znałam tej pierwszej piosenki, ale tą drugą mogłam zaśpiewać nawet przez sen i cóż nie należała ona do najweselszych. - Taa... praktycznie wszystkie są o tobie... O mojej Lexi... - czknął, a ja wywróciłam oczami puszczając jego słowa mimo uszu bo był pijany i z pewnością nie wiedział co mówi plus jutro nie będzie nawet pamiętał, co mówił. 
- Powinieneś się przespać - weszliśmy na górę, a ja skierowałam się w stronę drzwi prowadzących do pokoju gościnnego, w którym zamierzałam położyć Justina i obawiałam się, że to będzie nieprzespana noc.

~*~

Zacisnęłam mocniej powieki, bo ciepłe promienie słońca przedzierały się przez nie rażąc mnie w oczy i przyjemnie ogrzewały moją twarz, więc uniosłam kąciki ust przełykając ślinę.
Ściągnęłam brwi gdy poczułam, że coś mocno ściska moją lewą dłoń, która znajdowały się na mojej klatce piersiowej obejmując moje ramiona. Otworzyłam powoli oczy i pierwsze co ujrzałam to okno, a za nim pokaźnych rozmiarów drzewo i wtedy zza moich pleców dobiegł mnie cichy pomruk. Jakby tego było mało coś mocniej oplotło moje ciało przyciskając mnie placami do czegoś co niewątpliwie równomiernie się poruszało i do moich nozdrzy dotarł tak dobrze znany mi zapach męskich perfum. Nagle wydarzenia z poprzedniego dnia zalały moją głowę. 
Przypomniałam sobie wszystko. Imprezę, alkohol, narkotyki, które wziął Dean, pijanego Justina, jego popisy w nocy, jego słowa, to jak parę razy przez niego popłakałam się ze śmiechu. 
Ta noc była szalona. 

Oglądaliście film 'Bracia przyrodni'? 
Nie? 
Cóż mniejsza z tym... Jest tam taka scena, gdzie dwaj główni bohaterowie chodzą we śnie i jeśli to sobie włączycie to mniej więcej będziecie widzieli jak wyglądała moja noc z Justinem. 
Chyba z dziesięć razy wyszedł z pokoju schodząc na dół i tłukąc po drodze minimum trzy wazony, przewracając krzesła a także obijając się po drodze dosłownie o każdy przedmiot. 
Pomogłam mu się rozebrać, bo zachciało mu się pić, ale zamiast wlać sok sobie do buzi rozlał go po całej koszulce i dziękowałam Bogu, że mam u siebie jego ciuchy, chociaż nie chciał ich założyć. Twierdził, że rano będę mu dziękować bo tak cudownej klaty to nigdy nie zobaczę i większość by za ten widok zabiła.
Cóż, w tamtym właśnie momencie miałam ochotę zakluczyć drzwi do pokoju gościnnego tak, żeby nie mógł już nigdzie wyjść, ale zrezygnowałam ponieważ w tamtym pokoju nie ma łazienki, a doskonale wiedziałam, że każdy kto jest pod wpływem alkoholu odwiedza to pomieszczenie częściej niż zwykle. 
Jak mu powiedziałam, że ma iść spać bo jest pijany to mówił, że to nie prawda i nawet próbował zrobić jaskółkę, żeby mi to udowodnić. 
Nie udowodnił. 
Gdyby nie łóżko, to upadłby na ziemię. 
Śpiewał jakieś swoje piosenki ale sam próbował je zremiksować, co było komiczne bo język mu się plątał niemiłosiernie. Raz jak kładłam go ponownie do łóżka to pociągnął mnie za sobą i przez 5 minut nie chciał wypuścić, mówiąc, że jest kleszczem.
O mało co nie padłam ze śmiech.
Jakby tego było mało język mu się rozwiązał, mówił o wielu rzeczach, ale wiedziałam, że na drugi dzień będzie mu głupio, więc postanowiłam o wszystkim zapomnieć. 
Chciał nawet zadzwonić do Seleny później do swojej mamy i do TMZ. Musiałam zabrać mu telefon, a on był w takim stanie, że nawet nie dał rady mnie powstrzymać. Schowałam go w bezpieczne miejsce zaraz po tym jak napisałam sms'a do Pattie jako Justin, że wszystko w porządku i że zatrzymał się u mnie na kanapie. 
Wiedziałam, że jutro pewnie będzie żałował tego ile wypił, ponieważ nie dość, że będzie miał kaca to jeszcze pewnie dostanie nie lada kazanie od swojej mamy. 
Przypomniało mi się, że przyszedł do mnie o trzeciej nad ranem już lekko trzeźwy i przegadaliśmy praktycznie całą noc, co było błędem bo teraz pójdę do pracy wyglądając, a także zachowując się jak zombie. 

Zjechałam wzrokiem w dół i zobaczyłam jego palce lewej dłoni poprzeplatane z moimi, a wielki uśmiech pojawił się na mojej twarzy, bo mimo zmęczenia czułam się cudownie. 
Jego umięśnione ramiona dawały mi poczucie bezpieczeństwa, moje ciało dosłownie wariowały gdy było przyciśnięte do jego i znowu pojawiły się te rewolucje w moim brzuchu, przypominające stado motyli. 
Zadarłam głowę do góry i wciąż uśmiechając się szeroko spojrzałam na czerwone cyfry zegarka stojącego na szafce nocnej, który wskazywał godzinę za piętnaście ósmą. Budzik ustawiłam na ósmą, ale nie opłacało mi się zasypiać na te marne piętnaście minut, więc postanowiłam, że zrobię nam jakieś śniadanie. Wyplątałam się bardzo delikatnie z jego uścisku co było nie lada wyzwaniem bo gdy ja próbowałam oderwać jego ramiona ode mnie ten mocniej je na mnie zaciskał. To tak jak z ruchomymi piaskami im bardziej się ruszasz próbując wydostać tym szybciej one cię wciągają. 
To było słodkie. 
W końcu po paru minutach udało mi się bardzo cicho zejść z łóżka, ale nie wyszłam z pokoju tak od razu. Przecież obiecałam ochroniarzowi, że zrobię Justinowi piękną pobudkę. Tak więc pierwsze co zrobiłam to otworzyłam drzwi balkonowe, bo w pokoju było duszno, później wzięłam głośniki i poustawiałam je na szafkach nocnych stojących po dwóch stronach łóżka, na którego środku spał szatyn. Podłączyłam je do telefonu i oczywiście ustawiłam je na ful, a następnie nastawiłam budzik na godzinę 8.00, który miał obudzić chłopaka jedną z rockowych piosenek, ale w ostatniej chwili zmieniłam zdanie. Pobrałam fragment z filmu 'Good Morning, Vietnam' gdzie Robin Williams, krzyczy te słowa tworzące tytuł filmu na cały głos. Zerknęłam jeszcze na śpiącego słodko Justina i uśmiechnęłam się widząc jego nagi tors, a także tą anielską twarz. Mogłabym tak patrzeć na niego godzinami, więc po paru sekundach wyszłam po cichu z pokoju, bo jeszcze doczekałabym jego pobudki.
Zeszłam na dół wchodząc od razu do kuchni i zabrałam się za robienie śniadania. Wyciągnęłam dwa talerze, dwa komplety sztućców, dwie szklanki do których nalałam soku i także dwie tabletki przeciwbólowe dla Justina, bo pewnie nasza gwiazda obudzi się z kacem mordercą. Rozłożyłam to wszystko na wyspie kuchennej i wyciągnęłam patelnie podgrzewając ją na kuchence, a w między czasie zajęłam się robieniem masy, żeby usmażyć pancakesa czyli takiego amerykańskiego naleśnika. 
Zrobiłam masę wlewając niewielką porcję na patelnie, a gdy pierwszy pancakes się smażył wyciągnęłam syrop klonowy, polewę czekoladową i polewę truskawkową. Napiłam się spokojnie soku co chwile ściągając na talerze naleśniki i wlewając masę na patelnie, a jednocześnie spoglądałam na zegarek wyczekując godziny ósmej. 
7.58
7.59
8.00 
Nagle usłyszałam głośny krzyk Robbina Williamsa, a później kolejny krzyk i huk jakby coś spadło na podłogę. 
Słowo daje nie mogłam powstrzymać śmiechu. Rechotałam jak głupia domyślając się, że ktoś (czytajcie Justin) spadł z mojego łóżka i żałowałam, że nie poczekałam na ten zapewne piękny widok w pokoju. Gdy hałas na górze ucichł odwróciłam się tyłem do łuku oddzielającego kuchnie od salonu i starałam się przestać śmiać zanim jego mość zejdzie na dół, bo w tym momencie czułam sie jakbym skopała leżącego. 
Usłyszałam kroki na schodach, ale zignorowałam je i obróciłam naleśnika na patelni, a wtedy usłyszałam cichy pomruk. 
- Moja głowa... - usłyszałam ten cudowny zachrypnięty głos i znowu poczułam motyle w brzuchu. 
- Dzień dobry - starałam się włożyć w te słowa tyle radości i optymizmu ile tylko mogłam, bo wiedziałam, że poimprezowy kac nie pozwoli dzisiaj Justinowi na nic. 
Nie raz miałam kaca i doskonale wiem, że w takie dni ma się ochotę zaszyć w łóżku na cały dzień, albo umrzeć. Ale szatyn nie mógł sobie pozwolić na żadną z tych opcji. 
- Dobry - burknął, a ja odwróciłam się w jego stronę i nałożyłam już ostatniego naleśnika na jego talerz. - Ale zapachy...
- Tam masz tabletki przeciwbólowe - wskazałam głową na miejsce gdzie je położyłam bo wykrzywiona bólem twarz Justina sprawiała, że sama miałam ochotę się skrzywić. 
- Jesteś aniołem - od razu rzucił się do wyspy biorąc w dłonie tabletki i popijając je sokiem, a ja czułam jak moje policzki oblewają się rumieńcem. 
- Chcesz kawę? - pokręcił głową i przetarł pobladłą twarz, a ja usiadłam na wysokim barowym krześle na przeciwko niego biorąc do ręki polewę czekoladową.
- Wygląda przepysznie - odgarnęłam włosy z oczu polewając pancakesy czekoladą w płynie i spojrzałam na Justina spod swoich długich rzęs. 
- Mam nadzieję, że jest zjadliwe. - Justin usiadł na przeciwko mnie i zabrał się za jedzenie polewając swoje naleśniki syropem klonowym. 
Tak jak zawsze to robił. 
Na wspomnienie naszych wspólnych obiadów, podczas których toczyliśmy wojny na syropy klonowe uśmiech sam wpełzł na moją zmęczoną twarz. 
- Są pyszne - uśmiechnęłam się spoglądając na szatyna. 
- Dziękuję. -Żeby nie pożerać Justina wzrokiem utkwiłam go w naleśnikach, a wtedy usłyszałam głośne chrząknięcie. 
- Słuchaj... przepraszam za wczoraj. Nieźle narozrabiałem - podniosłam wzrok i machnęłam ręką wzruszając ramionami. 
- Daj spokój nie było tak źle. - uśmiechnęłam się pocieszająco, a poczucie winy i wstyd malowało się na twarzy chłopaka, a jego czekoladowo zielone oczy wpatrywały się głęboko w moje, co prawdę mówiąc, trochę mnie peszyło. 
- I tak dałem ciała. - Czułam rumieńce pojawiające się na moich policzkach, gdy Justin oblizał wargi i poczułam coś dziwnego w brzuchu, bo jego wzrok był strasznie przeszywający.
- Poszedłeś od razu spać. Nie było z tobą problemów - spuściłam wzrok przygryzając dolną wargę i zaczęłam jeść, ale wciąż czułam na sobie wzrok Justina. 
- To słodkie, że kłamiesz, żebym poczuł się lepiej - podniosłam szybko głowę przeżuwając kawałek, który chwilę wcześniej wpakowałam do ust i dostrzegłam szeroki uśmiech na twarzy Justina - ale doskonale pamiętam co robiłem. I jest za co przepraszać. 
- Ja niczego nie pamiętam - uniosłam brwi wzruszając ramionami i uśmiechając się zaczęłam grzebać widelcem w jedzeniu, bo to co się dzieje u mnie w domu, zostaje u mnie w domu.

~*~

- Naprawdę nie musisz - obserwowałam profil twarzy szatyna, a ten spojrzał na mnie znudzony i wywrócił oczami. 
- Daj spokój. Robię to z przyjemnością - uśmiechnęłam się obracając głowę w prawo, bo moje policzki zaczęły palić gorącem i opierając jeden z nich na dłoni skupiłam wzrok na czerwonym świetle, przez które nie mogliśmy jechać. 
Szyba samochodu była otwarta, a mój prawy łokieć lekko wystawał na zewnątrz, bo trzymałam go na drzwiczkach i słuchałam muzyki, która cicho leciała w radiu. 
Zaraz po tym jak zjedliśmy śniadanie i wzięliśmy prysznic (każde osobno, oczywiście) Justin przebrał się w swoje ciuchy, które kiedyś mi pożyczył i uparł się, że odwiezie mnie do pracy. 
Czasami ten człowiek jest strasznie uparty i nic do niego nie dociera, aż mam ochotę go kopnąć w dupę. 
Skręcił w prawo wjeżdżając na parking Starbucksa, a ja odpięłam pas obracając głowę w jego stronę. 
- Jeszcze raz bardzo dziękuję - uśmiechnęłam się, a Justin odpowiedział mi tym samym. 
- To ja dziękuję... za wszystko - pokiwałam głową zabierając torbę leżącą między moimi stopami i otworzyłam drzwi wysiadając z samochodu. - Zadzwonię do ciebie później
- Jasne - uśmiechnęłam się zamykając drzwi i oparłam się o nie dłońmi - Miłego wywiadu - uśmiechnęłam się odpychając do tyłu i machając mu obserwowałam jak z piskiem opon rusza przed siebie.
Weszłam do jeszcze pustej kawiarni i zobaczyłam jak trzech pracowników wyciera stoły szykując się do otwarcia, a jako, że zostało do niego niecałe dziesięć minut przebrałam się szybko i wzięłam się do roboty. 

~*~

Obróciłam się wokół własnej osi i przygryzłam od środka prawy kącik ust mrużąc oczy, bo nie byłam pewna czy mogę iść w tym stroju do szkoły. Westchnęłam wzruszając ramionami i wyszłam z pokoju bo już nie chciało mi się przebierać po raz trzeci, a gdy znalazłam się na dole weszłam jeszcze do kuchni po jakiegoś batonika. Nie obudziłam się gdy zadzwonił budzik i przez to, że praktycznie przespałam półgodziny nie miałam czasu zjeść śniadania. Zarzuciłam na siebie karmelowy płaszcz i związałam go paskiem na brzuchu, a gdy założyłam torebkę na swoją rękę wyszłam z domu zgarniając po drodze klucze. Zakluczyłam drzwi i patrząc pod nogi zeszłam z ganku, a gdy tylko podniosłam wzrok zobaczyłam srebrne Porsche Carrera i opartego o nie chłopaka. Uniosłam jedną brew przystając, a on rzucił na ziemię niedopałek papierosa, którego wcześniej trzymał kciukiem i palcem wskazującym prawej ręki przy ustach. Zdeptał go uśmiechając się do mnie i zlustrował mnie wzrokiem, a ja w tym momencie postanowiłam obejrzeć go od góry do dołu. Miał na sobie białą koszulkę wyciętą w serek, a na niej czarną skórzaną kurtkę, której rękawy miał podwinięte do łokci, ciemne jeansowe spodnie lekko postrzępione pod kolanami, a do tego czarne buty marki adidas. 
Wyglądał naprawdę dobrze. 
Spojrzałam na jego twarz, a on posłał mi uśmiech. 
- Cześć - skinęłam głową nawet nie odpowiadając na jego powitanie i skrzyżowałam ramiona na klatce piersiowej. 
- Co tutaj robisz? - spytałam unosząc brwi i oblizałam wargi czując się lekko zakłopotana, a on wsadził dłonie do przednich kieszeni spodni odpychając się plecami od samochodu. 
- Czekam na ciebie - zrobił krok w moją stronę, a ja uniosłam kąciki ust i pokręciłam głowa nie dowierzając. 
- Tak, właśnie widzę, ale po co? - wzruszył ramionami i westchnął spoglądając gdzieś w górę. 
- Żeby podrzucić cię do szkoły - otworzył przednie drzwi od strony pasażera, a ja głośno wypuściłam powietrze przez nos przechylając głowę lekko w prawo. 
- Nowy samochód? - skinęłam na jego wóz, a on pokiwał głową opierając się łokciem o górę drzwi. 
- Tak, to Porsche...
- Carrera. Wiem. - wzruszyłam ramionami i z uśmiechem na ustach ruszyłam przed siebie. 
Byłam już spóźniona, a do tego poranek był bardzo chłodny, więc zaraz koło wejścia do samochodu skręciłam w lewo i ruszyłam w stronę szkoły zostawiając oniemiałego chłopaka przed moim domem. 
Pewnie przez chwile myślał, że wsiądę do jego samochodu, ale po tym co wczoraj zrobił nie miałam najmniejszego zamiaru gdziekolwiek z nim jechać. 
Wczoraj po pracy spotkałam się z nim i wszystko było w porządku, z początku.
Przegadaliśmy prawie godzinę, o wszystkim i o niczym. Spacerowaliśmy po parku i nawet nie wiem jak temat naszej rozmowy zszedł na Justina, a Dean od razu się spiął. 
Zaczął go wyzywać, obrażać, co ani trochę mi się nie spodobało, a gdy powiedziałam mu, że nasze spotkanie dobiegło końca, on powiedział i tutaj zacytuję: 
'Pewnie lecisz na niego jak te wszystkie inne dziwki'
Nie wiem jak wy, ale po usłyszeniu takiego zdania wywnioskowałam, że uważa mnie za dziwkę mało tego nazwał tak wszystkie inne dziewczyny, którym podoba się Justin, a tego już było za dużo. 
Spoliczkowałam go, znowu, bo wiedziałam ile te wszystkie dziewczyny znaczą dla Justina i ja też je uwielbiałam, więc nie mogłam pozwolić komuś, kto jest zwyczajnie zazdrosny na obrażanie ich. 
- Hej, Alex! - spojrzałam w prawo otrząsając się z zamyślenia i zobaczyłam Deana wychylającego się przez otwartą szybę. 
- To nie Anglia. Tutaj jeździ się prawą stroną, a nie lewą - burknęłam przyspieszając, ale on również przyspieszył tak, żeby cały czas być równo ze mną. 
- Będę tak jechał dopóki nie wsiądziesz do samochodu - prychnęłam wywracając oczami i oblizałam wargi spoglądając na niego, a także ten jego cwany uśmieszek.
- Rób co chcesz - uniosłam i opuściłam brwi wkładając w te słowa trochę jadu, bo nie chciałam go bardzo zdenerwować, ale chciałam żeby dał mi spokój. 
- Będziesz mieć mnie na sumieniu, a obydwoje wiemy, że tego nie chcesz - zmrużyłam oczy zaciskając szczękę, a mój wzrok padł na samochód jadący z naprzeciwka.
Cholera. 
Chciałam być obojętna, naprawdę, ale nie mogłam, widząc tamten samochód, który zbliżał się do samochodu Deana z dużą prędkością.
- Zjedź na drugi pas - wystraszona otworzyłam szerzej oczy i spojrzałam poważnie na chłopaka, a on cwanie się uśmiechnął widząc, że powoli mięknę. 
- Jak zgodzisz się wsiąść do samochodu - spojrzałam szybko na jadące prosto na siebie samochody z przerażeniem wypisanym na twarzy i zacisnęłam usta, bo ten samochód jadący prosto na Deana wcale nie zwalniał. 
- Dobra, wsiądę! - krzyknęłam zrezygnowana - Ale zjedź na drugi pas! - stanęłam w miejscu, a szatyn uśmiechnął się jeszcze szerzej i wykręcił samochodem w ostatniej chwili przez co ten mijający nas przejechał szybko z włączonym klaksonem.
Odetchnęłam z ulgą przymykając oczy, a gdy je po chwili otworzyłam zobaczyłam samochód Deana z otwartymi drzwiami pasażera  i pokręciłam głową z niedowierzaniem wsiadając do środka.
- To było podłe - warknęłam zapinając pas, a śmiech chłopaka wypełnił wnętrze samochodu, które jeszcze pachniało nowością i ruszył z piskiem opon kierując się w stronę szkoły.
Całą drogę milczałam chociaż Dean próbował wciągnąć mnie do rozmowy, ale nie dałam się złamać tak łatwo bo byłam na niego zła. Gdy tylko wjechaliśmy na teren szkoły co oczywiście nie obyło się bez pisku opon, bo Dean szalał całą drogę, wzrok wszystkich skierował się na nas i wbiłam się mocniej w siedzenie, nie chcąc wychodzić na zewnątrz, gdzie czekały na nas setki ciekawskich spojrzeń. 
- Nie wysiadasz? - spojrzałam w lewo i wywróciłam oczami udając obojętność, a następnie otworzyłam drzwi szybko wychodząc z samochodu.
Ruszyłam pędem w stronę wejścia do szkoły słysząc za sobą wołanie bruneta i ignorując szepty, a także ciekawskie spojrzenia uczniów podeszłam do swojej szafki.
- Więc ty i Dean, hę? - przymknęłam oczy wyciągając z szafki książkę do angielskiego i zamknęłam drzwiczki przekręcając głowę w prawo.
Zacisnęłam usta w wąską linię widząc przed sobą Jess, która stała oparta prawym ramieniem o szafkę obok i miała skrzyżowane ramiona na klatce piersiowej. 
Była poważna i do tego chyba trochę zła.
- Nie ma 'mnie i Deana' - pokręciłam głową robiąc cudzysłów w powietrzu i posłałam dziewczynie błagalne spojrzenie, a ona pokiwała głową bez przekonania - podrzucił mnie tylko do szkoły. To wszystko.
 - Myślałam, że jesteś inna, a ty jesteś taka jak wszystkie. Lecisz na niego, przyznaj się.  - Blondynka pokręciła z rozczarowaniem głową, a ja jęknęłam biorąc głęboki wdech, bo nie chciałam, żeby tak o mnie myślała.
- Jestem inna - szepnęłam robiąc wielkie oczy, a jej spojrzenie było straszne, bo zawierało w sobie pogardę, złość, rozczarowanie i smutek.
- Jasne, jasne - nagle cała jej powaga zniknęła i zaczęła się głośno śmiać wskazując palcem na mnie. - Twoja mina była piękna.
- Och, zamknij się - warknęłam i uderzając ją w ramię ruszyłam w stronę klasy, w której miałam mieć pierwszą lekcję, a dziewczyna ruszyła za mną śmiejąc się głośno.

~*~

- Alex! - Podniosłam głowę a także brwi w górę i zobaczyłam Jess idącą w moją stronę, którą również obserwowali ludzie będący w pomieszczeniu, bo jej krzyk przeszkodził w czymś pewnie nie jednej osobie. 
- Czemu tak krzyczysz? - ściągnęłam brwi pochylając się do przodu gdy podeszła bliżej lady, tak żeby nikt nie słyszał o czym rozmawiamy. 
Już i tak narobiła mi wstydu. 
- Dopiero będziesz krzyczeć jak coś zobaczysz - poruszyła brwiami zaglądając do swojej torby którą miała przewieszoną przez głowę.
- Co się stało? - ściągnęłam brwi, a moje serce zaczęło szybciej bić i oddech lekko przyspieszył, gdy dziewczyna wyciągnęła kolorowego laptopa. 
- Byłaś już na przerwie? - pokręciłam głową, a ona złapała mnie za rękę - To świetnie! Teraz na nią idziesz - pociągnęła mnie za nadgarstek, a ja prawie wpadając na ladę obróciłam głowę i krzyknęłam do szefowej, że biorę 5 minut przerwy. 
Ruch nie był aż taki duży więc mogłam sobie na to pozwolić, a do tego pracowałam już prawie 5 godzin bez przerwy. 
- Dobra, powiesz mi w końcu co się stało? - spytałam znudzona opierając się plecami o krzesło i skrzyżowałam ramiona na klatce piersiowej obserwując dziewczynę, która szperała coś w laptopie.
- Zaraz zobaczysz - wystawiła lekko język dotykając nim górnej wargi, a ja westchnęłam bo słowo daje ona ma coraz to dziwniejsze pomysły - Jeszcze chwila...
Pokręciłam głową biorąc głębszy wdech i wyjrzałam przez okno zaciskając wargi w wąską linię, a wtedy dostrzegłam jakiegoś mężczyznę stojącego po drugiej stronie ulicy, który nie zwróci by mojej uwagi, gdyby nie trzymał aparatu skierowanego w moją stronę. 
- Patrz na to - przeniosłam wzrok na dziewczynę, która obróciła ekran tak, żebym mogła zobaczyć co na nim jest i zmrużyłam oczy podsuwając go bliżej siebie. 
Wyprostowałam się jak struna otwierając szeroko oczy, a moja dolna szczęka opadła lekko w dół, bo to co zobaczyłam zupełnie wytrąciło mnie z równowagi. 
Na stronce internetowej należącej do TMZ było parę zdjęć Justina...
I moich...
Na których było widać moją twarz.
Trochę rozmazaną ale jednak. 
- Cudownie - pokręciłam głową zaciskając szczękę i przymknęłam oczy bo nie mogłam złapać tchu. 
- To jeszcze nie wszystko... 

________________________________________

No i jest kolejny. 
Rozdział miał być dwa dni temu, ale miałam mały wypadek i nie byłam w stanie go dodać. 
Za co bardzo przepraszam. 
Dziękuję, za te wszystkie cudowne komentarze ♥ 
Kocham je czytać :)
Te ponad 16 tys wyświetleń? 
To jakieś szaleństwo!
Daje słowo Blogger chyba się zepsuł. 
Rozdział krótki wiem, przepraszam za to, ale chciałam go skończyć właśnie w tym momencie. 
Dajcie znać co sądzicie i czy mam was dalej zanudzać/torturować moim pisaniem ;) 
A jeszcze mam pytanie :)
Czy ktoś umie robić szablony albo dobrze obsługiwać się photoshopem czy czymś podobnym?
Dajcie mi znać na asku, albo twitterze, bo chciałabym zmienić wygląd bloga :)
To tyle ode mnie nie będę wam dłużej przynudzała. 
30 komentarzy = kolejny :)

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

15. Party

- Dean - wsadziłam czarną kopertówkę pod prawą pachę i złapałam za prawy biceps chłopaka swoimi obiema dłońmi, a następnie zsunęłam lewą wzdłuż jego ręki odruchowo przeplatając palce z jego palcami.
Trochę go to uspokoiło bo czułam jak zacisnął swoją dużą dłoń na mojej drobnej, więc delikatnie pociagnęłam go w moją stronę. 
- Chodź, idziemy - przełknęłam ślinę i oblizałam usta a chłopak w końcu na mnie spojrzał, więc delikatnie się uśmiechnęłam ściągając brwi. - Proszę? 
- Jasne - burknął i ruszył w stronę wyjścia ciągnąc mnie za sobą, a zanim opuściliśmy restaurację odwróciłam głowę w stronę Jeremiego i posłałam mu przepraszające spojrzenie szepcząc 'przepraszam'
Było mi cholernie głupio. 
Poczułam powiew chłodnego powietrza, a na moim ciele pojawiła się gęsia skórka i zamrugałam oświetlona fleszami, bo gdy wyszliśmy na zewnątrz przed nami wyskoczyło chyba z pięciu mężczyzn z aparatami. 
- Cholerni paparazzi - fotoreporterzy jęknęli rozczarowani, gdyż pewnie myśleli, że restaurację opuścił Justin i po chwili rozeszli się w swoje strony, a Dean wciąż ciągnął mnie lekko kierując się w miejsce gdzie zaparkował samochód. 
Zanim stanęliśmy przy Audi, chłopak pilotem przy kluczach otworzył samochód i odwrócił się w moją stronę, a ja przygryzłam dolną wargę widząc wystające żyły na jego szyi. Jeszcze był zły. 
- Skąd ten dupek wiedział gdzie idziemy? - przełknęłam ślinę i szybko wzruszyłam ramionami, chociaż doskonale znałam odpowiedź na to pytanie - Powiedziałaś mu coś? 
Brunet lekko się pochylił wciąż trzymając mnie za rękę i zmrużył oczy głęboko spoglądając w moje, a ja wzdrygnęłam się przełykając ślinę.
- Nie - pokręciłam głową unosząc brwi i oblizałam szybko wargi,  a następnie uciekłam wzrokiem na prawo zaciskając szczękę - Może to zwykły przypadek. 
- Może... - chłopak westchnął puszczając moją rękę i otworzył przednie drzwi od strony pasażera opierając się o nie. - To co podrzucić cię do domu?
Miałam ochotę się dzisiaj zabawić, zrelaksować, w końcu jestem już prawie zdrowa i dawno nie byłam na żadnej imprezie, a do tego potrzebuje chwili zapomnienia. 
Wzięłam głęboki wdech przygryzając dolną wargę i schyliłam głowę, a gdy rozważyłam wszystkie plusy a także minusy pokręciłam nią spoglądając ponownie na chłopaka. 
Uniosłam lewy kącik ust i wzruszyłam ramionami unosząc brwi. 
- Mówiłeś coś o jakiejś imprezie, prawda? - twarz Deana ozdobił uśmiech, a do tego wyraźnie się rozluźnił gdy to zdanie padło z moich ust i pokiwał głową wskazując na wnętrze samochodu. 
- W takim razie zapraszam - skinęłam głową i weszłam do środka, a gdy zapinałam pas chłopak zamknął drzwi ruszając na swoje miejsce, które zajął chwilę po mnie. 
Ponownie odjechał spod restauracji z piskiem opon, a ja nie miałam zielonego pojęcia gdzie jedziemy i czułam się z tym cholernie dobrze.

~*~

- Siema stary! Jednak jesteś! - raper podszedł do Deana trzymając w lewej ręce czerwony kubek, w którym zapewne było piwo, a gdy przywitali się po 'swojemu' jego wzrok powędrował na mnie - O i przyprowadziłeś ze sobą koleżankę - uśmiechnęłam się gdy wystawił do mnie prawą dłoń, którą szybko uścisnęłam, a Dean zarzucił swoją lewą rękę na moje ramiona. 
- Jeszcze koleżankę - Otworzyłam szerzej oczy spoglądają na profil twarzy mojego towarzysza i zaniemówiłam unosząc w górę brwi, gdy zaznaczył słowo 'jeszcze', bo w życiu nie pomyślałabym, że mogło by być między nami coś więcej niż jedna randka lub ewentualnie dwie. 

No, dobra! Pomyślałam, okej? 
Ale nie wińcie mnie... On jest strasznie seksowny. 

- Jestem Drake. 
- Tak, wiem. Jestem Alex. - uśmiechnęłam się i szybko spuściłam wzrok na podłogę.
Przyznam, że czułam się trochę nieswojo czego dowodem były krwiste rumieńce pokrywające moje policzki i suchość w gardle. 
- Mogę się czegoś napić? - oblizałam wargi, a Drake pokiwał energicznie głową i widać było, że karci się w myślach za niezaproponowanie nam niczego. 
- Tam jest barek. Bierz co chcesz - uniosłam brwi, bo jego cwany uśmiech zdradzał, że w jego wypowiedzi był podtekst. 
- Dz-dzięki - bąknęłam i nie oglądając się za siebie ruszyłam we wskazane przez chłopaka miejsce, przy którym stało kilka osób. 
Wzięłam jeden z plastikowych kubków koloru czerwonego i nalałam sobie do niego piwa z wielkiej beczki, która była schłodzona, bo nawet ja uważałam, że najlepsze piwo to schłodzone piwo. 
Wiem, że jeszcze jestem chora, ale gdzieś kiedyś słyszałam, że na ból gardła najlepsze są zimne lody i gazowane picie, więc w sumie schłodzone piwo z bąbelkami jest jakby połączeniem tych dwóch rzeczy.

Prawda? 

Wzięłam łyka, a gorzki smak piwa sprawił, że lekko się skrzywiłam, ale i tak było bardzo dobre. 
Muzyka grała bardzo głośno, a ludzi było tutaj od groma z czego większość osób to jakieś sławy albo bardzo wpływowi ludzie. W końcu Drake to sławny raper i aktor. Odwróciłam się na pięcie opierając tyłek o stół i przechyliłam głowę lekko w prawo widząc jak Drake wraz z Deanem mnie obserwują. 

No pięknie, rozmawiają o mnie.

Znowu oblałam się rumieńcem i oblizałam wargi, a następnie szybko się napiłam prawie opróżniając cały kubeczek. Trochę zakręciło mi się w głowie, ale nic dziwnego skoro piłam pierwszy raz od dłuższego czasu i uśmiechnęłam się widząc podchodzącego do mnie z uśmiechem bruneta.
- Jak tam? - wzruszyłam ramionami, a on położył swoje dłonie na moich biodrach i minimalnie się do mnie przysunął spoglądając w moje oczy. 
- Dobrze, że się zgodziłaś na tą randkę - zaśmiałam się kręcąc głową, gdy on zaczął delikatnie mną ruszać na boki.
Nie powiem, że mi się to nie podobało. 
- A miałam inne wyjście? Męczyłeś mnie! - jęknęłam a on się zaśmiał ukazując dwa rzędy śnieżnobiałych zębów, więc i ja uniosłam kąciki swoich ust. 
- Dobrze zrobiłem 'męcząc cię'? - wzruszyłam ramionami udając obojętną i spojrzałam w prawo. 
- Czy ja wiem... - przeniosłam wzrok ponownie na niego i poczułam jego usta na swoich. 
Najpierw szeroko otworzyłam oczy, ale po chwili je przymknęłam. 

Bo raz się żyje, nie?

Dobrze, że miałam szpilki bo różnica między naszym wzrostem nie była aż taka duża jak normalnie, gdy mam buty na płaskiej podeszwie. Złapał moją twarz w swoje dłonie, żeby zsynchronizować nasze ruchy i przejechał językiem po mojej dolnej wardze, a ja otworzyłam usta dając mu pełny dostęp do środka. 
Całował inaczej niż Justin, trochę gorzej niż on, ale co nie znaczy że wychodziło mu to źle. Kolana mi zmiękły, a mój żołądek się zacisnął, gdy nasze języki tańczyły ze sobą. Przerwał pocałunek odsuwając swoją twarz od mojej, a ja powoli otworzyłam oczy i pierwsze co ujrzałam to jego brązowe oczy wpatrujące się w moje
- Wiem, że teraz mnie uderzysz... znowu, ale nie mogłem się powstrzymać - oblizał wargi, a ja ściągnęłam brwi i po chwili otworzyłam szeroko oczy przypominając sobie do czego pije. 
- Przepraszam za tamto - szepnęłam, a chłopak pokręcił głową wciąż nie przestając się uśmiechać. 
- Zasłużyłem. Byłem strasznym chujem. - skinęłam głową w zamyśleniu. 
- Tak, byłeś - spojrzałam ponownie w jego oczy i prawdę mówiąc polubiłam go, a jego szczery śmiech pieścił moje uszy. 
Przez te ostatnie dwie godziny udowodnił mi, że nie jest aż taki zły. 

Albo dobrze się maskuje.

~*~


Poznałam jeszcze kilka innych osób, ale po wypiciu trzech piw, które niewątpliwie uderzyły mi do głowy mogłam zapomnieć paru imion i całkowicie się rozluźniłam tańcząc z Deanem.
Szczerze mogłam powiedzieć, że naprawdę dobrze się bawię.
Dzisiaj Dean ani trochę nie przypominał kolesia, którego poznałam mojego pierwszego dnia w szkole. 
Jest zabawny, mądry, przystojny, dobrze zbudowany no i chyba mnie lubi, a to już coś. 
- Muszę iść do łazienki! Zaraz przyjdę! - krzyknęłam chłopakowi na ucho starając się przebić przez głośną muzykę, a on pokiwał głową i pocałował mnie w usta, gdy zamierzałam się obrócić. 
Był bardziej otwarty i odważny, a jakaś część mnie doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że może na za dużo mu pozwalam. Chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę schodów, które prowadziły na górę, gdzie znajdowała się toaleta i przepychałam się przez grupki pijanych osób. 
Niektórzy z nich ledwo stali na nogach i jestem pewna, że to nie tylko wina alkoholu, ale pewnie narkotyku, którego tutaj pełno. Na takich imprezach z reguły można znaleźć mocniejsze towary niż jakiś 5-procentowy alkohol, którego trzeba trochę wypić, żeby odpłynąć. 
Cóż ja po trzech piwach byłam na dobrej drodze to upicia się, a tego za nic bym nie chciała dlatego od godziny nie ruszyłam alkoholu i tylko trochę kręci mi się w głowie. 
Weszłam na górę ciesząc się, że nie ma aż tak długiej kolejki i miałam się w niej ustawić, ale coś pociągnęło mnie za prawe ramię tak mocno, że omal torebka, którą trzymałam w lewej dłoni nie spadła mi na ziemię. 
O mało nie upadłam gdy zostałam brutalnie wciągnięta do jakiegoś pomieszczenia, w którym było strasznie ciemno i czułam zaciskającą się na mojej ręce dłoń zdecydowanie za dużą jak na dłoń dziewczyny. 

Cholera, chyba znowu wpakowałam się w kłopoty.

- Puść mnie bo zacznę krzyczeć - starałam się wyrwać, ale pomieszczenie było dosyć małe, więc praktycznie wiłam się przy ciele intruza co chwile się o nie ocierając, a zapach znajomych perfum wdarł się do moich nozdrzy. 
- Shh... - skądś znałam ten głos... i te perfumy, do tego to przyjemne ciepło, które rozeszło się po moim ciele gdy poczułam ten dotyk. 
- Justin?! - pisnęłam ściągając brwi, bo nie mogłam w to uwierzyć, a wtedy mój wzrok zaczął przyzwyczajać się do ciemności i zobaczyłam zarys twarzy chłopaka - Co u diabła?! Czy ty mnie śledzisz?! 
- Spokojnie. - szepnął kładąc swoją drugą dłoń na moje ramię, ale ja szybko ją strzepnęłam. 
- Nie uspokajaj mnie! Co ty tutaj robisz?! - byłam wściekła po tamtej sytuacji w restauracji, a to co teraz wyprawiał jeszcze bardziej mnie... wkurwiło. 
Tak, wkurwiło To dobre słowo.
- Selena usłyszała, że jest impreza u Drake'a, więc namówiła mnie, żebyśmy tutaj przyszli. - prychnęłam nie wierząc w ani jedno jego słowo, bo kto broni się dziewczyną. 
- Selena, tak? - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i pokręciłam głową zaciskając szczękę. 
- Myślałam, że pojechałaś do domu, ale zobaczyłem cię z nim... - wyprostowałam się i przełknęłam ślinę bo czułam jak całe ciało Justina się napina. - Co ty właściwie wyprawiasz?! 
Otworzyłam szeroko oczy i buzie śmiejąc się z niedowierzaniem, a moje ręce opadły z bezsilności wzdłuż mojego ciała. 
- Co ja wyprawiam?! To ty mnie śledziłeś z rodziną, a także z Seleną, która nawiasem mówiąc nie ma zielonego pojęcia o tym co się między nami stało parę dni temu, a teraz pojawiasz się na imprezie na którą zaprosił mnie Dean i zamykasz mnie w... - rozejrzałam się dookoła czując jak moje poliki robią się czerwone ze złości, a moje ręce latały w górze bo wkurzona wymachiwałam nimi na wszystkie strony - ...właściwie nie wiem co to jest, ale to nie ważne - zmroziłam go wzrokiem mrużąc oczy, a następnie uniosłam brwi ledwo łapiąc powietrze - Wiesz do czego zmierzam...
- Selena zadzwoniła do mnie wczoraj i chciała się spotkać... porozmawiać, więc zaproponowałem wyjście do restauracji. - schylił głowę przez co jego twarz znalazła się bliżej mojej i owiał mnie jego słodki oddech, a moja klatka piersiowa unosiła się i opadła w bardzo szybkim tempie - Chciałem upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. - prychnęłam przygryzając dolną wargę i pokręciłam głową, bo szatyn coraz bardziej doprowadzał mnie do szału - Musiałem się upewnić, że ten dupek nic ci nie zrobi. 
- Cóż jeśli się upewniłeś to wybacz, ale ten 'dupek', który według mnie jest spoko kolesiem czeka na mnie na dole, więc jeśli pozwolisz to chciałabym wyjść - chciałam się przepchnąć koło niego ale on zasłonił wyjście swoimi plecami, więc wywróciłam oczami cofając się w tył. - W porządku, możemy tutaj postać, ale nie licz na to, że się do ciebie odezwę.
Warknęłam opierając się plecami o ścianę i przełknęłam ślinę zaciskając szczękę, a wzrokiem jeździłam po małym pomieszczeniu omijając osobę stojącą przede mną, która zdecydowanie wlepiała we mnie wzrok. 
Milczeliśmy, ale głośna muzyka sprawiała, że nie do końca panowała tutaj grobowa cisza.
- Słuchaj, Alex... Przepraszam. - spojrzałam na niego na ułamek sekundy i przełknęłam ślinę, bo jego przybity głos sprawiał, że miękły mi kolana. - Ja... - uniosłam jedną brew i odepchnęłam się od ściany robiąc krok w przód. 
- Ty, co? - spojrzałam na niego wyczekująco, bo byłam już tym wszystkim naprawdę zmęczona i do tego zaczęła boleć mnie głowa. 
Chciałam być już w domu.
- Bałem się - wyszeptał, ale ja i tak to usłyszałam, a ton głosu którym to wypowiedział sprawił, że miałam ochotę się uderzyć. 
Znowu był smutny i to przeze mnie. Cholera ja to potrafię wszystko zepsuć. Cała złość mi na niego minęła, cóż może nie tak do końca cała, ale wzięłam głęboki wdech trochę się uspokajając. 
- Dopiero co cię odzyskałem i bałem się ponownie cię stracić...

Czy ja dobrze usłyszałam?

- Justin... - szepnęłam podchodząc do niego i położyłam swoją prawą dłoń na jego lewym policzku delikatnie go po nim gładząc. - Mówiłam ci, że tutaj jestem i nigdzie się nie wybieram. 
- Tak, wiem, ale... - zjechałam dłonią na jego szyję, a on pokręcił lekko głową i oblizał usta spoglądając gdzieś w bok - Słuchaj, Dean jest niebezpieczny. 
Zabrałam swoją dłoń ściągając brwi i przekręciłam lekko głowę w prawo, a chłopak uważnie mi się przyglądał. 
- Daj spokój... - prychnęłam kręcąc głową, a on złapał mnie za ramiona i pochylił się w moją stronę, tak że nasze twarze dzieliły milimetry. 
- Mówię serio, Alex. - przełknęłam ślinę czując jak moje ciało reaguje na jego bliskość - Nie pozwolę, żeby coś ci się stało. 
- Justin, sama potrafię się o siebie zatroszczyć... Naprawdę nie...
Nie dokończyłam ponieważ chłopak przyciągnął mnie do siebie zakleszczając mnie w niedźwiedzim uścisku, a ja przykładając prawe ucho do jego klatki piersiowej czułam jak wali jego serce i czułam ten niesamowity zapach perfum. 
- Nie pozwolę, żeby ten idiota coś ci zrobił. Obiecuje - głaskał mnie po plecach, a ja stałam tak ze ściągniętymi brwiami, bo Justin naprawdę zaczął mnie przerażać. 
Przecież Dean nie może być aż taki straszny, prawda? 
Prawda?
Sama świadomość, że ciało Justina jest przyciśnięte do mojego sprawiała, że moje aż buchało gorącem, a do tego kolana z waty uginały się i doskonale wiedziałam, że tylko ramiona szatyna trzymają mnie w pionie. Oblizałam wargi przygryzając dolną i przełknęłam ślinę czując jak bardzo chcę go teraz pocałować.
- Ja, myślę... myślę, że powinniśmy... - zaczęłam się wyplątywać z jego uścisku, bo słowo daje jeszcze chwila i zerwałabym z niego te ciuchy - zejść na dół. Na ciebie czeka Selena, a na mnie...
- Dean? - pokiwałam niepewnie głową, a Justin złapał mnie za policzki składając na moim czole pocałunek. - Będę miał cię na oku. 
- Jasne, że tak. - westchnęłam i wzięłam głęboki wdech. - Wyjdę pierwsza a ty odczekaj chwile. Bo ostatnie czego chce to kolejne artykuły o 'tajemniczej dziewczynie' na TMZ.
- Spoko - zaśmiał się mijając mnie, a ja poprawiłam sukienkę naciągając ją w dół i otworzyłam drzwi wychodząc na piętro, z którego wcześniej zostałam 'uprowadzona'. 
Rozejrzałam się dookoła i na szczęście nikt na mnie nie patrzył, więc ruszyłam do toalety, gdzie dzięki Bogu już nikogo nie było. 

~*~

Zeszłam na dół i od razu poczułam na swoich bokach czyjeś dłonie, a gdy pociągnęły mnie w tył moje plecy uderzyły o czyjś umięśniony tors. 
Wystraszyłam się, ale gdy tylko ten ktoś obrócił mnie o 180 stopni zobaczyłam uśmiechniętą twarz Deana. Jego oczy były jakieś dziwne. Miał rozszerzone źrenice i taki nieobecny wzrok. 
- Czy ty coś brałeś? - ściągnęłam brwi, a chłopak wzruszył ramionami i z głupim uśmiechem pokręcił głową.
Oblizał wargi, a ja odwróciłam głowę w prawo bo chyba wiedziałam co zaraz nastąpi i nie miałam zamiaru do tego dopuścić gdy chłopak jest pod wpływem
- Naprawdę dobrze się bawiłam, ale muszę już wracać do domu. Jutro rano idę do pracy - chłopak westchnął ściągając brwi, a ja zaczęłam się od niego odsuwać ruszając w stronę drzwi.
- Odwiozę cię. - pokręciłam głową biorąc głęboki wdech, a chłopak lewą dłonią założył rozwiewany przez wiatr kosmyk moich włosów za moje prawe ucho, co sprawiło, że poczułam ciepło na polikach, które oblały się czerwienią.
- Nie trzeba, zamówiłam już taksówkę - uniosłam kąciki ust w górę jakby potwierdzając moje kłamstwo, bo nie chciałam jechać gdziekolwiek z kolesiem, który brał narkotyki i do tego zmieszał je z alkoholem.
- Daj spokój masz spory kawałek do domu - wzruszyłam ramionami i pokręciłam głową unosząc kąciki ust w górę, a gdy wyszłam na zewnątrz w moje ciało uderzył Kalifornijski wiaterek.
- Nie trzeba, naprawdę. Poradzę sobie - zapewniłam z uśmiechem, a na moich ramionach pojawiła się gęsia skórka, gdy wyciągnęłam telefon, żeby zamówić sobie taksówkę.
- Dobra, ale ja za nią zapłacę. - wywróciłam oczami i oblizałam usta, a chłopak schował ręce do przednich kieszeni spodni.
- Pod jednym warunkiem - skinął głową czekając na ciąg dalszy, a przełknęłam ślinę - Sam wrócisz do domu taksówką. 
- Dlaczego? - wskazałam na niego dłonią unosząc brwi, a on oblizał usta uśmiechając się krzywo.
- Bo jesteś pijany i naćpany? - chłopak się skrzywił, a ja pokiwałam głową - Właśnie. 
- Zauważyłaś? - zaśmiałam się kręcąc głową, a Dean podrapał się prawą dłonią po karku. 
- Tak - szepnęłam unosząc i opuszczając brwi. 
- Hej! Już lecicie? - zza bruneta wychylił się Drake, któremu też było już fajnie.
- Ja lecę, Dean zostaje - uniosłam prawy kącik ust, a Drake jęknął. 
- Tak szybko? - pokiwałam głową - Przecież impreza dopiero się zaczęła - jęknął ponownie biorąc łyk piwa z kubka. 
- Stary, ta impreza trwa już prawie pięć godzin - zaśmiałam się widząc zdezorientowaną minę rapera, gdy brunet uderzył go otwartą dłonią w tors, a ten po chwili wzruszył ramionami jak gdyby miał to gdzieś. 
- Kto by tam to liczył. - pokazał na mnie palcem wskazującym wystawiając kubek w moją stronę. - Nie martw się twój chłopak trafi do domu cały i zdrowy. 
- Och, to nie jest... - chciałam zaprzeczyć, ale głos Deana i jego znudzona mina mi przerwały.
- Tak, tak.... Drake goście na ciebie czekają - z domu dało się słyszeć tłum ludzi skandujących jego imię, a ten pokiwał głową i zniknął w środku.
- To co widzimy się jutro? - wzruszyłam ramionami, odwracając się do tyłu bo właśnie podjechał samochód który miał zawieść mnie bezpiecznie do domu i ruszyliśmy z Deanem w jego stronę. 
- Nie wiem. Jutro pracuję do 15. - otworzył mi tylne drzwi opierając się o nie, a ja przygryzłam dolną wargę uciekając wzrokiem. 
Parę metrów od nas dostrzegłam paparazzi, którzy siedzieli na krawężniku czekając na jakąś sławę, żeby zrobić jej zdjęcia i obsmarować praktycznie na całym świecie. 
- To zadzwonię - pokiwałam głową uśmiechając się niepewnie, a chłopak pocałował mnie w usta na pożegnanie po czym wsiadłam do samochodu. - Niech pan ją odwiezie bezpiecznie do domu. 
Kierowca skinął głowa, gdy brunet podał mu plik banknotów i zaglądając przez otwarte okno jeszcze raz złożył na moich ustach pocałunek. 
Co ogólnie było słodkie, jednak miałam dziwne wrażenie, że coś mi tutaj nie gra. 

Oj, tam dramatyzujesz, głupia.
Prawdopodobnie. 

~*~

Wyszłam z łazienki ubrana w większy o dwa rozmiary szary T-shirt, który sięgał mi do połowy ud i ziewnęłam przeczesując palcami włosy tak, żeby szybciej wyschły. Rano miałam na 10 do pracy, więc znając mnie i moje zamiłowanie do spania, a także lenia wielkości ameryki nie będę w stanie wstać tą godzinę wcześniej niż zwykle, żeby umyć włosy. Ojca nie było w domu, co ani trochę mnie nie zdziwiło. Pewnie wróci nad ranem jak zwykle, albo po południu. Bałam się tego co może przynieść ze sobą picie i ponowne uzależnienie mojego ojca od alkoholu. Ostatnim razem nie skończyło się to zbyt dobrze i nawet grubsza warstwa pudru, korektora, a także fluidu nie dała rady zamaskować śladów pobicia. 
Tak, dosyć często od niego obrywałam za byle co. Za to, że naczynia nie są pozmywane, że spóźniłam się do domu pięć minut czy nawet za to, że nie było w nim żadnego alkoholu. Mama o niczym nie widziała, bo praktycznie całymi dniami siedziała u Zoe i nie miałam jej tego za złe, ponieważ nigdy nie chciałam, żeby ona albo nie daj Boże moja mała siostrzyczka kiedykolwiek ucierpiały. Przez prawie 6 miesięcy udawało mi się ukrywać to, że ojciec regularnie obkłada mnie pod jej nieobecność, ale gdy pewnego razu zobaczyła siniaka na moich żebrach nie wierząc ani trochę w zmyśloną historie o upadku z konia wyrzuciła go z domu. Postawiła ultimatum, albo my albo alkohol. Oczywiście mi też się dostało za to, że milczałam tak długo, ale ja widziałam to inaczej. Gdy mama wracała do domu tata nie ruszył alkoholu, więc dzięki temu czułam się jakby nasza rodzina była jedną z tych szczęśliwych. W takich chwilach kiedy byliśmy razem miałam wrażenie, że te całe cierpienie jest tego warte, a jeszcze Sam dostawał przepustkę z wojska i Zoe mogła na parę dni wyjść ze szpitala do domu, było wręcz idealnie. Zeszłam na dół do kuchni zapalając w niej światło i podeszłam do lodówki wyciągając z niej sok pomarańczowy w trzylitrowej butelce, a następnie nalałam sobie trochę do szklanki, którą wyciągnęłam z szafki nad zlewem. Wzięłam kilka łyków, a gdy szklanka była pusta odstawiłam ją do zlewu i miałam już iść na górę spać, ale zatrzymałam się przy schodach ponieważ po domu rozległ się dźwięk pukania do drzwi. Odruchowo spojrzałam na wiszący na ścianie zegar, który wskazywał godzinę pierwszą trzydzieści i ściągając brwi podeszłam do drzwi, ale zanim je otworzyłam spojrzałam przez wizjer. Zobaczyłam czarnoskórego mężczyznę, który miał na sobie niebieską koszulę w białą kratkę. Rozejrzał się niepewnie, a ja uniosłam brwi ponieważ byłam pewna, że już go widziałam i oblizałam wargi bo nie miałam pojęcia gdzie. Odkluczyłam drzwi i otworzyłam je lekko, a mężczyzna od razu spojrzał na mnie prostując się. 
- Tak? - zmrużyłam oczy bo lampy uliczne trochę mnie w nie raziły, a mężczyzna uśmiechnął się lekko pocierając jedną dłoń o drugą. 
- Alex? - skinęłam głową, a mężczyzna wyraźnie odetchnął z ulgą, a je nie miałam zielonego pojęcia o co w tym wszystkim chodzi - Dzięki Bogu - szepnął, a ja uniosłam brwi i słowo daje, że miałam cholerną ochotę zamknąć te drzwi, ale moja przeklęta ciekawość wygrała. 
- Mogę w czymś pomóc? - złapałam lewą dłonią za drzwi i lekko je przymknęłam bo pożałowałam, że w ogóle je otworzyłam, ale skądś znałam tego mężczyznę. 
Może to głupie, ale wyglądał przyjaźnie i zupełnie niegroźnie.

Tak, H.H. Holmes też nie wyglądał groźnie, a zabił ponad setkę osób i słowo seryjny morderca powstało żeby go określić, plus był pierwszym seryjnym mordercą w Ameryce...

Dobra koniec! Załapałam! 

- Jestem Kenny poznaliśmy się parę tygodni temu - czekał na moją reakcję, a ja uśmiechnęłam się unosząc brwi bo właśnie sobie przypomniałam skąd go kojarzę. 
To on pomógł mi wyjść z domu Justina i przejść do jego samochodu, gdy otoczyli nas paparazzi. 
- Tak, pamiętam. - uśmiechnęłam się, ale dalej nie wiedziałam co go do mnie sprowadzało. 
O matko, a jak coś stało się Justinowi? 
- Nie, wszystko z nim w porządku... - chyba dostrzegł mój przerażony wzrok, bo uśmiechnął się delikatnie - prawie - spojrzałam na niego pytająco, a ten westchnął i zrobił krok w swoje prawo - Nie chciał wsiąść do samochodu dopóki nie obiecałem, że go tu przywiozę.
Zjechałam wzrokiem w dół, gdzie mężczyzna wskazał kciukiem i uniosłam brwi widząc plecy siedzącego na schodach chłopaka. 
Był pochylony tak, że łokcie opierał o kolanach, a między nimi trzymał głowę spuszczoną w dół i mogę się założyć że był pijany.

To będzie długa noc. 

__________________________________

Tak, więc przepraszam za ten rozdział :(
Zawiodłam i to na całego. 
Także tego. 
Przepraszam za błędy.
Przepraszam za akcję, która tutaj jest beznadziejna.
Przepraszam was i zrozumiem jeśli nie będziecie chcieli tego czytać, serio. 
Dziękuję za tyle wyświetleń to dla mnie naprawdę dużo dużo DUŻO znaczy :)
Możecie się zapisywać w zakładce informowani i polecać mojego bloga jeśli choć trochę się wam podoba. 
Gdybym was znała to postawiłabym każdemu z was po piwie bo sprawiacie, że uśmiecham się jak nigdy czytając komentarze czy nawet widząc liczbę wyświetleń.
Następny jak będzie ponad 20 komentarzy :)