piątek, 11 kwietnia 2014

31. I'm gonna kill him

Jeździłam wzrokiem po wielkiej białej maszynie i prawdę mówiąc nie mogłam z siebie nic wydusić, bo to co zaplanował Justin było jak przeżywanie na jawie jednego z moich snów. Miłość twojego życia chce spełnić jedno z twoich marzeń i zabiera cię do miasta miłości w weekendowy wieczór. To opowieść rodem z bajki, albo jakiejś komedii romantycznej i nie żebym narzekała, bo oczywiście moje serce wali jak szalone a łzy w moich oczach zebrały się z fali szczęścia jaka obmyła całe moje ciało. 
- Co o tym myślisz? - wypuściłam powietrze nosem kładąc swoje dłonie na jego ciepłych, które trzymał splecione na moim brzuchu i pokręciłam głową opierając się jej tyłem o prawe ramie pochylonego szatyna. 
- Że to jakieś szaleństwo - uniosłam brwi i rozplotłam jego dłonie, a następnie obróciłam się o sto osiemdziesiąt stopni wciąż będąc w jego ramionach. 
Uśmiechał się szeroko i mimo, że dookoła panował półmrok widziałam ten cudowny błysk w jego oczach, który sprawiał, że miałam ochotę uśmiechać się jak głupia. 
- Wsiądziemy do samolotu i za jakieś 10 godzin będziemy w Paryżu - miał ten wyraz twarzy pełen nadziei a mi naprawdę ciężko było mu odmówić, więc z bólem serca pokręciłam głową oblizując usta i położyłam swoje chłodne dłonie na jego policzkach spoglądając mu głęboko w oczy. 
- Nie mogę lecieć z tobą do Paryża. Nie dzisiaj - uśmiech zaczął powoli znikać z jego twarzy, ale ja dalej spoglądałam na niego z czułością, bo to co dzisiaj zrobił było jedną z najwspanialszych rzeczy których mogłam doświadczyć w życiu.
- Skarbie, wiem, że to jedno z twoich marzeń i wiem jak bardzo tego chcesz, więc w czym rzecz? - wzruszyłam ramionami, gdy poczułam jak kładzie swoje dłonie na moich biodrach, więc przeniosłam swoje na jego szyję i uśmiechnęłam się delikatnie uciekając wzrokiem od jego przenikających mnie na wylot oczu.
- Uwielbiam cię za to. Naprawdę... za to, że wiesz takie rzeczy i że robisz coś tak wspaniałego - wskazałam ręką za siebie na samolot i delikatnie się uśmiechnęłam już spoglądając na jego idealną twarz, w jego piękne piwne oczy w ciemnościach przypominające kawałki ciemnej czekolady - ale to nie jest odpowiednia pora, Justin - chciał coś powiedzieć, ale pokręciłam głową starając się przełknąć wielką gulę która pojawiła się w moim gardle - Pojutrze idę do szkoły nie mogę sobie tak o rzucić wszystkiego i opuścić kilku dni, bo mój chłopak zabiera mnie do Paryża.
- Nawet jeśli tym chłopakiem jest Justin Bieber? - uniósł brew spoglądając na mnie z cwanym uśmiechem, więc uniosłam swoje brwi otwierając szerzej oczy i przechyliłam głowę na lewo nie mogąc powstrzymać uśmiechu. 
- Zwłaszcza jeśli tym chłopakiem jest Justin Bieber - zacisnął delikatnie dłonie na moich biodrach i przyciągnął mnie bliżej siebie z kokieteryjnym uśmiechem, a moim ciałem wstrząsnął dreszcz spowodowany jego bliskością - Posłuchaj, moje oceny są masakryczne, muszę podciągnąć biologię, wychowanie fizyczne i kilka innych przedmiotów, a nieobecność mi w tym nie pomoże poza tym w następny weekend jest wesele na którym, przypominam ci, mamy być - westchnął wywracając oczami i odchylił głowę lekko do tyłu, a po chwili wyprostował się spoglądając na mnie z rezygnacją. 
- Masz rację, to był głupi pomysł... co ja sobie myślałem - westchnęłam kręcąc głową i trzymając kciuki na jego policzkach zmusiłam go by na mnie spojrzał, a gdy to zrobił uśmiechnęłam się słodko. 
- Pomysł był wspaniały, naprawdę. Gdyby nie szkoła i wesele to z chęcią bym kupiła bilet i poleciała z tobą do Paryża. Ba! Nawet do Chin zobaczyć ten wielki Chiński Mur - zaśmiałam się, a na twarzy mojego chłopaka od razu zagościł uśmiech, który zwalił by z nóg nie jedną dziewczynę i zaczął delikatnie mną kołysać na boki. 
- To w takim razie jesteśmy umówieni? - zaśmiałam się i pokiwałam głową, a Justin przyciągnął mnie bliżej siebie, a następnie pochylił się złączając nasze usta razem, więc przymknęłam oczy rozkoszując się tą chwilą.  

~*~

- O mój Boże! Czy ty dziewczyno masz coś nie tak z głową?! - odchyliłam się lekko do tyłu bo szybkość i siła z jaką Chloe wyrzuciła ręce w powietrze była tak duża, że bałam się o własne życie. 
- Prawdopodobnie -  ściągnęłam brwi biorąc głębszy wdech, a następnie kręcąc głową wsunęłam na stopy czarne trampki i podniosłam się z łóżka, na którym siedziałam zgarniając z podłogi moją torebkę. 
Chwilę w niej szperałam szukając telefonu, a gdy go znalazłam wyciszyłam dzwonek wrzucając go z powrotem do małej kieszonki, bo ostatnio Ellie zadzwoniła do mnie podczas lekcji i było nieprzyjemnie, ponieważ tego dnia zapomniałam wyłączyć dźwięków.   
- Jak mogłaś odmówić romantycznego weekendu w Paryżu z Justinem Bieberem?! Tak z tym Justinem Bieberem - westchnęłam otwierając drzwi do mojego pokoju i skinęłam na Chloe żeby wyszła pierwsza, a ja podążyłam zaraz za nią wywracając oczami, bo dziewczyna strasznie dramatyzowała.
- Cóż mogłam, a chcesz znać powody? - nie czekałam aż się odezwie tylko od razu zaczęłam wymieniać schodząc zaraz za nią po schodach - szkoła, ślub, moja mama, Sam, paparazzi, brak funduszy... 
- Dobra dobra - westchnęłam gdy dziewczyna stanęła przy drzwiach wyjściowych i odwróciła się w moją stronę, a po chwili uśmiechnęła się wlepiając rozmarzony wzrok gdzieś w bok - ale pomyśl sobie co moglibyście tam robić...
- Przestań, bo już i tak wystarczająco tego żałuję - burknęłam zgarniając kurtkę z wieszaka, ponieważ zwykle słoneczne Los Angeles dzisiaj zapowiadało się deszczowo, a je nie miałam zamiaru znowu się rozchorować - poza tym on ma teraz dużo pracy, więc ja bym tylko przeszkadzała mu w wydaniu płyty, a to ostatnie czego chcę... no prawie ostatnie... - wzruszyłam ramionami odwracając się w stronę lustra i zarzucając kurtkę na ramiona poprawiłam przed wyjściem mój dzisiejszy strój, a gdy wszystko było tak jak powinno ignorując natarczywe spojrzenie brunetki ruszyłam w stronę wyjścia. 
Pod domem było dwóch paparazzi robiących nam zdjęcia, ale zignorowałyśmy ich i wsiadłyśmy do mojego samochodu, bo umówiłyśmy się pod szkołą z Jessie za jakieś pięć minut. 
- Słyszałaś nowości o tym tajemniczym chłopaku, z którym romansuje nasza blondyneczka? - pokiwałam głową zerkając co chwilę na dziewczynę siedzącą po mojej prawej stronie i uśmiechnęłam się bo przed oczami zobaczyłam szczęśliwą Jess, która nie mogła przestań nawijać o swoim nowym obiekcie westchnień, z którym tak na marginesie miała spotkać się w ten weekend.
- Mam nadzieję, że wyleczy się z Alfredo. Lubię go, nawet bardzo, ale zaczął przeginać - wjechałam na teren szkoły i zaparkowałam na jednym z wolnych miejsc, a dosłownie po pięciu sekundach pierwsze krople deszczu zaczęły uderzać o mojego mustanga. 
- Wiedziałam, że będzie padać... wiedziałam - zgasiłam silnik i odpięłam pas zerkając na wyglądającą przez zamknięte okno Chloe i uśmiechnęłam się, bo wydawała się być strasznie zła. 
- Ja tam lubię deszcz - zgarnęłam torbę z tylnego siedzenia wzruszając ramionami, a dziewczyna odwróciła się w moją stronę ze skrzywioną miną. 
- Mówiłam ci już, że jesteś dziwna? - zaśmiałam się i wysiadłam z samochodu, a gdy brunetka zrobiła to samo zamknęłam go, bo niedawno co kupiłam to cacko, więc nie chce się z nim tak szybko rozstawać. 
Ludzie biegli do szkoły chcąc się w niej jak najszybciej schować, a my podeszłyśmy pod daszek przed wejściem, bo Jess jeszcze nie przyjechała, co było dziwne ponieważ ona jest tym typem człowieka, który przychodzi zawsze co najmniej dziesięć minut wcześniej. 
- Zadzwonię do niej - wyciągnęłam telefon z torebki i znalazłam jej numer, ale gdy zaczęłam dzwonić nikt nie odbierał. 
Drugi raz był również bezowocny, więc postanowiłam zadzwonić na domowy chociaż wiedziałam, że państwo Renner są w pracy. 
- Też nic - szepnęłam zaniepokojona, bo w sumie przez weekend Jess się wcale nie odzywała i nie było by w tym nic złego gdyby nie to, że miała spotkać się z tym kolesiem, którego poznała przez internet - Jadę do niej. 
Wybrałam jeszcze raz numer przyjaciółki i ruszyłam w stronę samochodu trzymając telefon przy uchu, a moim ciałem wstrząsały dreszcze. 
- Alex, poczekaj! - Odwróciłam się, gdy usłyszałam jak Chloe dobiega do mnie i przystanęłam na chwilę wciąż próbując się połączyć z Jess - Pojadę z tobą. 
- Nie. Idź na lekcję, będzie podejrzane jak znikniemy we dwie - ponowiłam połączenie i otworzyłam drzwi samochodu, a Chloe stała po drugiej stronie lekko zdenerwowana - Spokojnie, zadzwonię do ciebie jak tylko pogadam z Jess. 
Skinęła głową gdy wrzucałam torebkę na tylne siedzenie, a jak wsiadłam do samochodu rzuciłam telefon na siedzenie obok mnie i szybko odpaliłam silnik wyjeżdżając z parkingu. 
Przez całą drogę uderzałam kciukami o kierownice niecierpliwiąc się, bo korki o godzinie ósmej rano to była norma a mi zależało na tym, aby szybko dostać się do domu Jess. 
W końcu zaparkowałam pod jej domem i szybko wysiadłam z samochodu biegnąc do drzwi. Stałam przed nimi z dziesięć minut i co chwilę pukałam natarczywie, bo doskonale wiedziałam, że ktoś jest w środku, ale nie chce mi otworzyć. 
Słyszałam kroki, a poza tym widziałam jak firanka w salonie się porusza. 
- Jess! Wiem, że tam jesteś! - uderzałam w drzwi z otwartej dłoni już nieźle wystraszona i zdenerwowana, a gdy klamka się poruszyła wzięłam głębszy wdech nosem. 
Drzwi powoli się otworzyły, a ja zobaczyłam blondynkę, która nie była w najlepszej formie. Miała podpuchnięte czerwone oczy, była w piżamie, a przez jej rozczochrane włosy przeszło chyba tornado i byłam pewna, że coś się stało. 
- Co? - spojrzała na mnie wyczekująco, a ja potrząsnęłam głową wyrywając się z otępienia, bo wrogość w jej głosie była przerażająca. 
- Nic, chciałam tylko sprawdzić czy wszystko w porządku. Mogę wejść? - Jess skinęła głową, a ja schyliłam lekko swoją wchodząc do domu i słyszałam jak dziewczyna zamyka za mną drzwi.
Wyminęła mnie i prawdę mówiąc trochę się przeraziłam bo wyglądała jak zombie, a gdy weszła do salonu ruszyłam jej śladem. 
- Jess, powiedz mi proszę co się stało - przełknęłam wielką gulę w gardle, a dziewczyna stała do mnie tyłem i widziałam jak jej ramiona zaczęły się trząść - Czy ten chłopak coś ci zrobił? 
- Okłamał mnie, Alex - blondynka odwróciła się w moją stronę i widziałam jak po jej policzkach spływają łzy, więc szybko podeszłam do niej, a następnie mocno ją objęłam. 
- Spokojnie jestem tutaj. Opowiedz mi wszystko.

~*~

Wyszłam z domu Jess trzaskając drzwiami i zaciskając zęby ruszyłam w stronę mojego samochodu. 
- Alex! Proszę nie! Gdzie idziesz?! - otworzyłam drzwi ledwo trafiając kluczem do zamka i wsiadłam do środka podczas gdy Jess podbiegła do okna z mojej strony. 
- Zabije gnoja - wsadziłam kluczyk do stacyjki odpalając silnik, a następnie wyjechałam z podjazdu przyjaciółki ruszając tak dobrze znaną mi drogą. 
Przez piętnaście minut jechania wyzywałam dosłownie wszystko i wszystkich, a gdy tylko zobaczyłam duży budynek, zaparkowałam samochód nawet nie dbając o to czy go zamknę czy nie. 
Byłam wkurwiona.
Ruszyłam w stronę wejścia gdzie minęłam kilka osób i gdy tylko widziały jaką mam minę uciekały na boki, bo pewnie bały się widząc ten psychopatyczny wzrok, który miałam. 
Szłam korytarzem i obracając głowę na boki szukałam ten jednej osoby, która jest odpowiedzialna za to co przytrafiło się Jess.
Rozszarpię. 
Gdy tylko zauważyłam tą paskudną twarz i usłyszałam ten okropny śmiech mój żołądek fiknął koziołka a zjedzone przeze mnie śniadanie chciało wydostać się na zewnątrz. 
- Hej, Evans! - chłopak odwrócił się w moją stronę tak samo jak reszta korytarza, ale on w porównaniu do innych uczniów nie był zdezorientowany czy ciekawy o co mi chodzi,  on był po prostu rozbawiony. 
- Tak, skarbie? - skrzyżował ręce na klatce piersiowej z tym swoim cwanym uśmieszkiem, a ja podeszłam do niego zaciskając dłonie w pięści i wzięłam zamach uderzając go w lewy policzek. 
- To za Jess, kretynie jeden - warknęłam, a na korytarzu nastała cisza, podczas gdy Dean trzymał się za szczękę i powoli zaczął się prostować, bo moje uderzenie było tak silne, że głowa lekko odskoczyła mu na prawo. 
Dłoń pulsowała mi bólem, ale to nie było teraz ważne, bo mord w oczach Deana przypominał mi nieco mord w oczach Seleny gdy odwiedziła mnie w moim domu.
- Wiesz co? - zaciskał szczękę i ruszył w moją stronę, a ja zaczęłam się cofać, bo teraz to on wyglądał jak psychopata - Właśnie załatwiłaś sobie wycieczkę do szpitala. 
- Żeby odwieść cię do domu wariatów? Nie dziękuję - skoczył szybko w moją stronę prawie warcząc, ale gdy odskoczyłam wystraszona do tyłu zobaczyłam jak przytrzymuje go Scott i Adam. 
Zmroził ich wzrokiem bo nigdy przedtem nikt nie odważył się go powstrzymać, ale moi przyjaciele stanęli w mojej obronie i najgorsze jest to, że przeze mnie mają przechlapane. 
- Zostawcie mnie! - kumple Dean'a czyli Głupi i Głupszy ruszyli do boju, a ja byłam pewna, że zaraz skończy się to jakąś walką. 
Scott i Adam puścili Dean'a odwracając się do jego pomagierów, którzy złapali ich za ubrania szarpiąc w tył, a Evans ruszył w moją stronę. 
Złapał mnie za ramiona i lekko podniósł do góry, a mi przed oczami przeleciał obraz z pierwszego dnia w tej szkole. 
Historia lubi się powtarzać, prawda?

_________________________________________________________________________


Do bani, wiem. Przepraszam. 
Obiecuję poprawę :) 
Dziękuję za takie miłe słowa w komentarzach i w ogóle :) 
Jesteście cudowne! :D 
Komentujcie, bo uwielbiam czytać to co piszecie. 
Rozdział krótki, ale następny będzie dłuższy i ciekawszy ^^
Zapraszam was tutaj
Znajdziecie mnie tutaj i tutaj :) 
Walcie śmiało jak o coś chcecie zapytać czy coś was gryzie. 
Ja odpowiem, pomogę :) 
Jak wam się nudzi to też możecie pisać :) 
No więc... do następnego :)