sobota, 16 listopada 2013

21. WE are here

- Nie, tato. Proszę - ojciec złapał mnie za nadgarstek i wykręcając moją rękę ściągnął mnie z łóżka na którym siedziałam. 
Popchnął mnie na ścianę, o którą uderzyłam z takim impetem, że huk rozniósł się po pokoju, a ja cała zapłakana osunęłam się na ziemię i spojrzałam na oczy ojca pełne złości. 
- Musimy sobie wyjaśnić kilka spraw - otworzyłam szerzej oczy lekko się prostując, a mój płytki oddech wprawiał w szybki ruch klatkę piersiową i pędzące z prędkością światła serce, które nie miało najmniejszego zamiaru zwolnić. 
Byłam wystraszona. Bałam się jak diabli, ale wciąż miałam nadzieję, że wszystko zaraz się skończy i ojciec da mi spokój jednak chyba wcale się na to nie zanosiło. 
- Wstawaj - ojciec zrobił krok w moją stronę, a ja w tym samym czasie lekko się cofnęłam niemal wbijając się plecami w ścianę. 
Chciałam się w nią wtopić i zniknąć tak żeby już nikt nigdy mnie nie skrzywdził. Bo mimo, że grałam twardą, odważną i niewzruszoną osobę to bałam się. 
Najzwyczajniej w świecie się bałam. 
- Tato, proszę... - szepnęłam przez łzy i pokręciłam lekko głową, ale ojciec tylko warknął łapiąc mnie kawałek nad łokciem, a następnie podniósł mnie gwałtownie na nogi, które były jak z waty. 
Wypchnął mnie z pokoju w stronę schodów, a gdy pytałam co robi lub gdzie idziemy to zaciskał mocniej dłoń na mojej lewej ręce nie odpowiadając. Prawie zleciałam ze schodów gdy szarpał i popychał mnie co chwilę, a przez płacz wywołany paniką nie mogłam oddychać. 
Nie mogłam złapać tchu. Prawie dławiłam się łzami, które strumieniami spływały po moich policzkach. Zatrzymaliśmy się w salonie, gdzie był włączony telewizor, a ja przez łzy widziałam jedynie rozmazany obraz jednak wszystko doskonale słyszałam. Mówili o tym jak mój ojciec kiedyś wdał się w bójkę w barze i praktycznie wyciągnęli wszystkie brudy naszej rodziny na wierzch. 
Nie mogłam uwierzyć, że media posunęły się do czegoś takiego. 
- Widzisz co zrobiłaś?! - spojrzałam szeroko otwartymi oczami na ojca i przełknęłam ślinę zaciskając szczękę, bo nie chciałam palnąć czegoś głupiego, ale nigdy nie umiałam trzymać języka za zębami - Mówią o nas praktycznie na wszystkich kanałach! 
Wzięłam wdech nosem a całe moje ciało się spięło gotowe na odparcie ataku. 
Nie, nie, nie, nie... proszę. 
- Cóż, mówią praktycznie tylko o tobie, a nie mieli by o czym mówić gdybyś się tak nie zachowywał! - poczułam silne uderzenie w twarz, z którego promieniował ból, a w ustach poczułam metaliczny smak krwi, przez który lekko zakręciło mi się w głowie. 
- Ty niewdzięczna suko... jak śmiesz! - trzymałam się prawą ręką za policzek spoglądając na czerwoną ze złości twarz ojca i nie mogłam pojąć dlaczego jestem taka głupia. 
Wiedziałam, że pożałuje tych słów zanim je nawet wypowiedziałam, ale mój wyparzony język dosyć często pakował mnie w kłopoty. 
- Masz przestać widywać się z tym chłopakiem! Rozumiałaś?! - otworzyłam szerzej usta, gdy ojciec podniósł jeszcze raz rękę w górę jako ostrzeżenie, a moja dolna warga drgała i mimo, że odczuwałam silny ból fizyczny, który promieniował dosłownie z każdego kawałka mojego ciała nie chciałam się na to zgodzić, bo wiedziałam, że Justin jest przyjacielem na którego mogę liczyć. 
Nie mogłam tak łatwo z niego zrezygnować, bo mojemu pijanemu ojcu odbija. 
Jednak mój rozum zaczął krzyczeć głośniej niż kiedykolwiek. Krzyczał to co ja sama doskonale wiedziałam wiedziałam. 

Dla rodziny wszystko. Rodzina jest najważniejsza. 

Jednak serce też miało coś do powiedzenia. 

Kochasz go. On również jest dla ciebie jak rodzina i jest twoim przyjacielem.

- Pytałem czy zrozumiałaś! - kolejne szarpnięcie mojego ojca wyrwało mnie z zamyślenia, na które nie mogłam sobie teraz pozwolić, bo każda chwila zwlekania coraz bardziej go denerwowała. 
- Nie mogę tego zrobić - szepnęłam czując jak kolejna porcja słonych łez wypływa z moich oczu i podniosłam wzrok widząc jak mój ojciec niemal zagotował się ze złości. 
- Co powiedziałaś? - ledwo wypowiedział te słowa bo jego szczęka była strasznie zaciśnięta i przez chwilę miałam wrażenie, że jego zęby zaraz się połamią, a po chwili puścił moją rękę, więc zrobiłam krok w tył. 
Usłyszałam huk, więc spojrzałam w lewo i zobaczyłam dyszącego chłopaka, który stał po środku korytarza rozglądając się dookoła. 
Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała w zastraszająco szybkim tempie, a po jego twarzy wywnioskowałam, że jest przerażony. Jego wzrok padł na mnie, a później na mojego ojca i wyraz twarzy szatyna zmienił się zaledwie w sekundę. Jego szczęka mocno się zacisnęła, a jego dłonie uformowały się w pięści i widziałam tą wystającą żyłkę na jego szyi, ale najbardziej w oczy rzuciła mi się ta wściekłość, która niemal od niego biła. 
Gdyby mógł zabijać wzrokiem to mój ojciec już dawno by padł... jakieś tysiąc razy.
- Odejdź od niej - szatyn zrobił krok w przód, a mój ojciec prychnął odwracając się w jego stronę. 
- Bo co mi zrobisz szczeniaku? - mierzyli się wzrokiem zupełnie jak parę dni wcześniej Justin i Dean, jednak tym razem było inaczej bo wiedziałam, że mój ojciec może zrobić krzywdę Justinowi, a tego bym nie chciała więc postanowiłam interweniować. 
- Justin - chłopak niechętnie oderwał wzrok od mojego ojca, żeby spojrzeć na mnie, a ja przełknęłam ślinę widząc jak wyraz jego twarzy łagodnieje i w jego oczach dostrzegłam troskę jak i ból czy nawet współczucie. 
Musiałam wyglądać żałośnie jednak to nie miało znaczenia. On musiał stąd wyjść. 
- Wszystko w porządku - wiedziałam, że to jak wyglądam i to jak mówię łamiącym się głosem ani trochę nie przekona chłopaka, ale musiałam spróbować. 
- Tak właśnie widzę. Chodź zabieram cię stąd - chłopak jeździł wzrokiem po moim ciele zatrzymując się na twarzy, a w tym czasie mój ojciec ruszył w jego stronę, więc przerażona szybko złapałam go za ramię. 
Widziałam jak Justin również rusza do przodu, więc zaczęłam ich błagać, żeby przestali jednak obydwoje mnie zignorowali. Wściekły ojciec odepchnął mnie bo próbowałam go zatrzymać, a ja tracąc równowagę poleciałam do tyłu, później tylko poczułam silny ból głowy i zapadła ciemność.

~*~

Przełknęłam ślinę krzywiąc się z bólu bo miałam wrażenie, że moja głowa zaraz eksploduje, a gdy poczułam coś zimnego i mokrego na swoim czole powodującego pieczenie starałam się otworzyć oczy. Moje ciało pokryła gęsia skórka, gdy poczułam jak coś ściska moją lewą dłoń, a to co dotykało mojego czoła zniknęło, więc jeszcze bardziej zaintrygowana z całych sił spróbowałam jeszcze raz unieść powieki jednak one były strasznie ciężkie. Dopiero po paru sekundach udało mi się je uchylić, a mój wzrok padł na lekko oświetlony sufit. Jęknęłam oblizując uchylone wargi, a po chwili przed swoimi oczami zobaczyłam niewyraźną twarz, więc zamrugałam powoli przełykając ślinę.
- Spokojnie - ten delikatny i kojący głos sprawił, że po moim bolącym ciele przeszły ciarki, a gdy poczułam ciepło dłoni na swoim policzku, po reakcji mojego ciała wiedziałam kto tutaj ze mną był. 
- Justin... - spojrzałam w dół krzywiąc się z bólu, który rozsadzał moją głowę od środka i chciałam się podnieść, ale lekki nacisk na moje ramiona przytrzymał mnie w pozycji leżącej. 
- Leż spokojnie - podniosłam prawą rękę i dotknęłam nią czoła, a gdy opuszkami palców wyczułam ranę ściągnęłam brwi. 
- Co się stało? - w oczach szatyna mogłam bardzo wyraźnie dostrzec troskę jak i ból, a wszystko to pewnie spowodowane moim widokiem. 
- Upadłaś i uderzyłaś się w głowę. Straciłaś przytomność niemal na 10 minut już miałem dzwonić po karetkę - otworzyłam szerzej oczy próbując się podnieść i zignorowałam ból siadając na łóżku, a gdy przestraszona wlepiałam wzrok w szatyna ten przełknął ślinę. 
- Ale nie zrobiłeś tego, prawda? - chłopak pokręcił głową spuszczając wzrok jakby wstydził się tego czy coś, a ja odetchnęłam z ulgą rozglądając się po pomieszczeniu, którym był mój pokój. 
Wiedziałam co by się stało gdyby Justin zadzwonił po karetkę, wraz z nią przyjechała by policja i wtedy wszyscy mieliby kłopoty.
- To dobrze. 
- Jak się czujesz? - ta troska w jego głosie i to, że spoglądał głęboko w moje oczy powodowało przyjemne uczucie w moim brzuchu, ale gdy poczułam jak moje policzki robią się czerwone uciekłam wzrokiem na lewo. 
- Trochę boli mnie głowa, ale to nic - uniosłam kąciki ust i od razu tego pożałowałam bo coś pod prawym okiem cholernie mnie zabolało, a z mojego gardła wydostał się jęk. 
- Uważaj. Jesteś cała poobijana - Justin lekko pochylił się w moją stronę i zauważyłam, że gdy moją twarz wykrzywił ból jego również, po chwili uniósł lewą rękę, w której był biało czerwony ręcznik dotykając nim pod moim okiem.
Poczułam przyjemny chłód, który dawała zwilżona tkanina i ściągnęłam brwi, bo dotarło do mnie, że nie mamy biało czerwonych ręczników. Nie mamy w ogóle kolorowych ręczników.
- To nic takiego - przełknęłam ślinę widząc krew na materiale i starałam się o tym nie myśleć, bo robiło mi się niedobrze.
- Chyba sobie żartujesz! - chłopak wstał gwałtownie z łóżka i widziałam jak zaciska szczękę patrząc na sufit, a jego głowa kręciła się na boki jakby mi nie dowierzał - Cholera Alex! On cie pobił, a ty udajesz, że wszystko jest w porządku! Co jest z tobą nie tak?! - spuściłam wzrok unikając jego przeszywającego mnie spojrzenia, a gdy zobaczyłam że ponownie siada na łóżko oddychając głęboko przekręciłam głowę w prawo czując łzy zbierające się w moich oczach. 
- Przepraszam. Chodzi o to, że... - westchnął, a ja odważyłam się na niego spojrzeć i widziałam jak przeciera twarz spoglądając przed siebie, a gdy oblizał wargi spojrzał ponownie na mnie - Gdy zobaczyłem cię zalaną łzami i pobitą miałem ochotę rozszarpać go na strzępy za to co ci zrobił... - wzięłam głębszy wdech, a widok twarzy Justina sprawił, że po moim policzku spłynęła łza, którą szybko starłam ignorując ból - Bałem się, że coś ci zrobi... że cię stracę. 
- To mój ojciec, nie zrobiłby...
- No właśnie! Na litość Boską, Alex on jest twoim ojcem! - oblizałam ponownie wargi i swoją lewą dłoń położyłam na dłoni Justina, która była zaciśnięta na boku łóżka, a następnie lekko ją ścisnęłam czując jak się rozluźnia. 
- Hej, nic mi nie jest to nic wielkiego - powiedziałam to optymistycznym tonem tak, aby przekonać do tego szatyna, ale ten pokręcił głową spuszczając wzrok i również ścisnął moją dłoń. 
- Mówisz tak, jakby to nie był pierwszy raz - przełknęłam wielką gulę w gardle, a Justin szybko podniósł głowę dokładnie lustrując moją twarz i po chwili otworzył szeroko oczy unosząc brwi. 
- Proszę nie mów mi, że to nie był pierwszy raz... - skrzywiłam się nie mogąc nic z siebie wydusić, a Justin szybko się podniósł wyrywając rękę z mojego uścisku i ruszył w stronę drzwi - zabije skurwysyna. 
- Justin! - podniosłam się równie szybko co on ignorując ból i od razu tego pożałowałam bo w głowie zaczęło mi się kręcić, a gdyby nie szafka nocna to runęłabym na ziemię jak długa. 
- Alex - złapałam się za głowę przymykając oczy, a po chwili poczułam dłonie Justina obijające się wokół mojego ciała - Mam cię. Spokojnie. 
Podniosłam głowę czując jak łzy bólu napływają mi do oczu i spojrzałam na zatroskanego szatyna, który powoli pomógł mi usiąść na łóżku. 
- Proszę, nie rób nic głupiego. Nie warto - widziałam jak chłopak cały się spina, ale westchnął ulegając mojemu błagalnemu i pewnie żałosnemu wyrazu twarzy.
- Na razie - przymknęłam oczy czując ulgę jednak po chwili szybko je otworzyłam i przełykając ślinę wzięłam głębszy wdech. 
- Gdzie... gdzie on jest? - przeniosłam swój wzrok na Justina, a ten oblizał wargi i wziął głębszy wdech nosem mocniej obejmując mnie ramieniem. 
- Uciekł. Jak tylko zobaczył, że leżysz na ziemi nieprzytomna... po prostu uciekł. Jak jakiś tchórz. Ja go normalnie.. 
- Justin, już koniec. Już po wszystkim - poklepałam go po nodze i westchnęłam przygryzając dolną wargę, ale szybko tego pożałowałam bo syknęłam z bólu. 
- Wszystko w porządku? - szatyn zaczął dokładnie mi się przyglądać, nie żeby nie robił tego wcześniej, a ja pokiwałam głową i dotknęłam dłonią napuchniętej wargi, która była lekko rozcięta.
Cudownie. 
- Dobra zbieramy się - Justin odsunął się ode mnie i wstał z mojego łóżka, a ja uniosłam brwi uważnie mu się przyglądając. 
- 'Zbieramy'? - jak gdyby nigdy nic wziął z ziemi moją torebkę i trzymając ją w ręce odwrócił się w moją stronę. 
- Chyba nie myślisz, że pozwolę ci tutaj zostać. Jedziemy do mnie - otworzyłam buzię chcąc zaprotestować, ale chłopak pokręcił głową unosząc w górę jedną rękę - To nie było pytanie.
Pokręciłam głową wywracając oczami i podniosłam się powoli z łóżka, a szafka po raz kolejny pomogła mi uniknąć upadku. 
- A ty gdzie? - Justin szybko do mnie doskoczył i złapał mnie za prawą rękę, ale gdy chciał mnie posadzić na łóżku stałam dalej jak słup. 
- Nie mogę przecież pojechać do ciebie tak wyglądając - powiedziałam to takim tonem jakby to było oczywiste i wyswobadzając rękę z jego dłoni ruszyłam powoli w stronę łazienki.
Jednak Justin szybko do mnie dołączył i ponownie złapał mnie za rękę pomagając mi iść jakbym była poważnie chora, albo jakbym właśnie brała udział w jakimś wypadku, a to przecież nie było nic poważnego. 
Starałam się iść prosto ignorując zawroty głowy i wzięłam głęboki wdech powtarzając sobie w myślach, że to nic takiego, że przecież czasami ojciec potrafił pobić mnie bardziej, a dawałam sobie radę. 
Tym razem nie będzie inaczej. 
- Dziękuję - weszliśmy do łazienki, a ja spojrzałam na Justina, który delikatnie poprowadził mnie do umywalki i skinął głową lekko się uśmiechając. 
- Nie ma za co - puścił mnie, a ja oparłam się umywalkę biorąc głęboki wdech i spojrzałam na jego twarz.
- Nie, naprawdę Justin. Dziękuję. 
- Dla ciebie wszystko - poczułam jak pod wpływem jego spojrzenia moje policzki robią się czerwone, więc uciekłam wzrokiem na lewo i od razu tego pożałowałam bo zobaczyłam swoje obicie w lustrze. 
- O matko... Wyglądałam okropnie! - jęknęłam przysuwając się bliżej lustra i skrzywiłam się widząc ranę na moim czole, wielkie limo pod okiem, a także rozciętą napuchniętą wargę.
- Nie prawda - spojrzałam lekko w prawo trafiając na lustrzane odbicie Justina i posłałam mu spojrzenie typu 'czy ty sobie ze mnie żartujesz?', a on wzruszył ramionami - Ty zawsze wyglądasz pięknie. 
- Kłamca - już chciał zaprotestować, ale pokręciłam twardo głową i widziałam jak zrezygnowany siada na białej szafce po mojej prawej stronie - Czy teraz będzie tak, że nie opuścisz mnie na krok? 
- A no - uśmiechnął się uroczo, a ja wywróciłam oczami i spoglądając ponownie na lustro związałam sobie włosy, które były w totalnym nieładzie.
Z jednej strony podobało mi się to, że Justin przyjechał tutaj i tak troskliwie się mną zajmuję, ale z drugiej strony nie chciałam, żeby był przy mnie z litości. 
Bo to nie oto mi chodziło. 
Przemyłam twarz zimną wodą, a następnie bardzo delikatnie otarłam ją ręcznikiem, bo oczywiście ból towarzyszył mi przy każdej wykonywanej czynności, więc starałam się to robić jak najdelikatniej mogłam. 
Czułam na sobie wzrok Justina przez który lekko się peszyłam ale mimo to nie przestawałam tylko nałożyłam na twarz podkład maskujący i modliłam się, żeby zakrył to co zakryć powinien. 
Grubszą warstwę nałożyłam pod prawym okiem, przy prawej stronie wargi i oczywiście na czole wokoło rany, a następnie w ruch poszedł puder. 
Moja twarz, która była strasznie blada nabrała kolorów, a fioletowe sińce pod oczami i limo wielkości pięści zniknęło. Cóż może nie do końca, ale przynajmniej nie było go aż tak bardzo widać. Naczesałam grzywkę na czoło tak, żeby zasłoniła rozcięcie, które Justin sprawie opatrzył dwoma białymi paskami do zamykania ran i byłam pewna, że znalazł naszą apteczkę, bo one właśnie w niej leżały. 
Nie miałam pojęcia co zrobić z opuchniętą wargą na której widniało delikatne rozcięcie, ale po chwili zdałam sobie sprawę, że nie mogę nic zrobić, bo przecież grzywką jej nie zasłonię. 
- Dobra już jest lepiej - westchnęłam, a Justin zeskoczył z szafki i łapiąc moją kosmetyczkę, a także mnie za rękę wyprowadził mnie z łazienki. 
- To możemy jechać

~*~

- Oni są cudowni - szepnęłam spoglądając na dwa małe szkraby, które właśnie spały porozkładane na wielkim łóżku i uśmiechnęłam się, bo Jaxon mocniej wtulił się w mój prawy lewy bok, a gdy pogłaskałam go po jego blond włosach jego usta lekko się uchyliły. 
- Tak, wiem - spojrzałam na Justina, który delikatnie gładził Jazzy po plecach, a dziewczynka westchnęła przez sen, śpiąc na jego brzuchu i przeniosłam wzrok na pozostałe dwie osoby, które również spały, ale już nie wyglądały tak uroczo. 
Wymalowany farbkami Chaz spał tak blisko brzegu łóżka, że gdyby przekręcił się w prawo to spadłby na ziemię, a Ryan, którego twarz również zdobiły malunki rodzeństwa Justina, spał już od dobrej godziny z głową na moich piszczelach przez co nie mogłam się ruszyć. Jednak nie przeszkadzało mi to tak bardzo bo dzięki tej całej piątce zapomniałam o wszystkim co wydarzyło się trzy godziny temu i bawiłam się razem z nimi jak małe dziecko. To oczywiste, że wszystko wciąż mnie bolało, ale wzięłam środki przeciwbólowe i mogłam bawić się z rodzeństwem Justina przez jakiś czas dopóki ból nie wrócił. Drzwi do pokoju gościnnego, w którym na dzisiejszą noc ulokował mnie Justin otworzyły się powoli, a po chwili zobaczyłam głowę Jeremiego.
- Przyszedłem po dzieciaki - wszedł do środka i uśmiechnął się szeroko widząc swoje dzieci śpiące w najlepsze, a gdy po ciuchu zbliżył się do łóżka skrzyżował ręce na torsie kręcąc lekko głową - Jak wam się to udało?
- Padły jak muchy - uśmiechnęłam się na słowa Justina oblizując usta, a Jeremy przeniósł wzrok ze swoich dzieci na Chaza i Ryana, bo ten drugi owinął ręce wokół moich kostek lekko je ściskając jakby były poduszką.
- Właśnie widzę. A ci dwaj to gorzej niż dzieci - musiałam powstrzymać śmiech, bo tata Justina pokręcił z politowaniem głową, a gdy moje ciało lekko zadrżało Jaxon mruknął coś przez sen i zacisnął swoją małą rączkę na materiale mojego swetra.
- Jazzy i Jaxo dali im w kość - Jeremy pokiwał głową i ruszył w stronę Justina przecierając twarz. 
- Wezmę Jazmyn, a ty weź Jaxona - szatyn skinął głową, a Jeremy pochylił się nad swoją córeczką i  jedną rękę umieścił pod jej zgiętymi kolanami, a drugą pod plecami - Ci, śpij dalej.
Jazzy przebudziła się na chwilę, gdy mężczyzna podniósł jej rozluźnione ciałko chcąc wziąć ją na ręce i zanieść do spania, ale dosłownie dwie sekundy później znowu zapadła w sen. 
Justin wstał z łóżka unosząc ręce do góry i rozciągnął się ziewając, a Jeremy skierował się w stronę wyjścia podczas gdy jego syn obchodził łóżko by zabrać blondynka śpiącego koło mnie. 
Gdyby to ode mnie zależało to pozwoliłabym Jaxonowi tutaj spać bo wyglądał tak słodko i niewinnie, że nie miałabym serca go budzić, ale wiedziałam, że na jego własnym łóżku będzie mu wygodniej. Justin podszedł do mnie lekko zaspany i uśmiechając się delikatnie wziął swojego braciszka na ręce, ale gdy go zabrał ja wciąż nie mogłam się ruszyć, bo Ryan ściskał moje nogi. 
Westchnęłam gdy Justin opuścił pokój i odchyliłam głowę do tyłu, bo znowu poczułam rosnący ból, który niestety przypominał mi, że mam ojca zupełnie niepanującego nad swoim gniewem.
Cóż z drugiej strony może to była moja wina, bo przecież to przeze mnie był w wiadomościach i to przeze mnie prasa zaczęła się interesować całą naszą rodziną. 
- Dobra maluchy odniesione, teraz pora na tych idiotów - otworzyłam oczy, które same się przymknęły i zobaczyłam jak Justin wchodzi do pokoju z uśmiechem zacierając ręce. 
Znałam go dosyć dobrze i wiedziałam, że coś planuje. 
Uśmiechnął się unosząc jedną brew i stanął nad Chazem lekko się nad nim pochylając. 
Pokręciłam głową chichocząc, a Justin spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem i puścił mi oczko. 
- Chowaj alkohol! Rodzice przyjechali! - Chaz podskoczył wystraszony na łóżku szybko przekręcając się na bok i upadł z hukiem na ziemię, gdzie chwilę wcześniej stał śmiejący się Justin. 
- Co do... - Ryan podniósł głowę rozglądając się dookoła zaspanym wzrokiem, a Chaz leżał na podłodze i jęczał mówiąc jak to Justin ma przechlapane, bo rozpoczął wojnę. 
Nie mogłam powstrzymać śmiechu zwłaszcza jak zobaczyłam minę Butlera, gdy zdał sobie sprawę, że obejmuje moje nogi i chociaż strasznie mnie bolała głowa to było przekomiczne. 
Justin stał nad Chazem i śmiał się tak samo jak ja, a gdy poszkodowany wreszcie podniósł się z podłogi ruszył w stronę drzwi mrucząc przekleństwa pod nosem, a także trzymając się za tyłek.
Justin usiadł na brzegu łóżka, a do naszych śmiechów dołączył też śmiech Ryana, więc obydwoje na niego spojrzeliśmy, a ten przyłożył pięść do ust.
- Widzieliście twarz tego barana? - spojrzeliśmy na siebie z Justinem i równocześnie wybuchnęliśmy śmiechem pokładając się na łóżku, bo Ryan wcale nie wyglądał lepiej. 
Spojrzałam na Butlera, a ten skakał wzrokiem to na mnie to na Justina i chyba nie miał najmniejszego pojęcia z czego się tak śmiejemy, bo jego twarz miała wyraz zdezorientowania. 
- Jesteście dziwni - chłopak machnął ręką i wstał z łóżka idąc w stronę drzwi, a gdy ja z szatynem nie przestawaliśmy się śmiać odwrócił głowę w naszą stronę zanim opuścił pokój.
- Muszę podziękować Jazzy i Jaxonowi - zaczęłam oddychać wolniej starając się uspokoić, a Justin położył się na placach i trzymał dłonie na brzuchu wciąż się śmiejąc.
- O matko, dawno się tak nie uśmiałem - przytaknęłam mu mimo, że tego nie widział i oblizałam usta rozglądając się po pokoju, a Justin odchylił głowę do tyłu aby na mnie spojrzeć - Jesteś śpiąca? 
Spojrzałam na Justina i pokręciłam głową wyłamując palce, bo ani trochę nie chciało mi się spać.
- Pokażę ci coś co zawsze poprawia mi humor jak mam doła - szatyn podniósł się z wygodnego łóżka i wyszedł z pokoju, a ja uniosłam jedną brew spoglądając na korytarz gdzie przed chwilą zniknął skręcając w prawo.
Nie miałam pojęcia o co mu chodziło, ale nawet nie miałam szansy o tym pomyśleć, bo zobaczyłam go wchodzącego ponownie do pokoju z białym MacBookiem pod pachą.
Podszedł do łóżka wskakując na nie i położył się koło mnie otwierając laptopa, a następnie położył go sobie na brzuchu włączając.
Obserwowałam jego ruchy nie odzywając się ani słowem, a gdy wszedł na swoje konto na Twitterze uśmiechnął się szeroko. 
- Twitter poprawia ci humor? - uniosłam jedną brew, a chłopak odwrócił głowę w moją stronę i pokręcił głową uśmiechając się. 
- Nie. Nie Twitter. Moje Beliebers. 

~*~

Ziewnęłam głośno wsuwając na siebie granatowe szorty i usiadłam na ławce zakładając na nią prawą nogę, aby zawiązać buta, ale czułam jak czyjś wzrok wypalał dziurę w mojej głowie, więc wywróciłam oczami, bo doskonale wiedziałam kto mi się przygląda. 
- Co? - podniosłam wzrok, a zmieszana blondynka szybko odwróciła głowę w bok zatrzaskując ciemnozieloną szafkę. 
- Nic, tylko... wyglądasz jakbyś nie zmrużyła oka - westchnęłam zsuwając nogę na ziemię i podniosłam się związując włosy w kitkę. 
- Cóż, bo nie zmrużyłam - odwróciłam się przodem do szafki, tak żeby dziewczyna nie widziała mojej twarzy i przejrzałam się w lusterku czy nie widać mojej śliwy pod okiem, a także czy grzywka zasłania rozcięcie na czole.
- Jakiś konkretny powód czy... - oblizałam usta słysząc jak stara się okazywać obojętność, ale byłam świadoma tego, że zżera ją ciekawość odkąd zobaczyła mnie na pierwszej lekcji z rozciętą wargą, bo nie przestaje mnie wypytywać. 
- Nie ma konkretnego powodu. Po prostu nie mogłam zasnąć - naniosłam pod oko trochę pudru i gdy wszystko co powinno być zakryte było, zatrzasnęłam szafkę odwracając się w stronę Jess. 
- Powinnyśmy już iść. Zaraz nam się dostanie - westchnęłam widząc jej wyczekujący wzrok i ruszyłam w stronę wyjścia z szatni, a moja przyjaciółka po chwili do mnie dołączyła. 
Nie musiała wiedzieć, że tata mnie pobił, a później Justin zabrał mnie do siebie i praktycznie przegadaliśmy całą noc. Pokazywał mi wpisy od swoich fanów, które faktycznie poprawiły mi humor i opowiedział mi o nich masę historii, przez które nie mogłam przestać się śmiać. Nie musiała też wiedzieć o tym, że usnęliśmy razem praktycznie wtuleni w siebie, a gdy rano wstałam już go nie było i do szkoły odwiózł mnie Ryan, bo Justin go o to poprosił. 
Nie, nie musiała o tym wiedzieć.
- Mogę iść do domu? - jęknęłam, a dziewczyna pchnęła mnie lekko do przodu.
- Wiesz, że nie możesz. 
Nie często bywałam na lekcjach w-fu, ba praktycznie wcale mnie tutaj nie było przez co nawet raz wylądowałam na dywaniku dyrektora. Pogadał z dziesięć minut i kazał mi chodzić na wf bo inaczej mogę pożegnać się z wakacjami. To nie to, że nie lubię wychowania fizycznego. Uwielbiam sport nawet jeśli byłam niezdarą, ale niestety nie trawiłam nauczyciela i wierzcie mi to uczucie było odwzajemnione.
Wyszłyśmy w milczeniu na boisko pokryte zielenią na której rozgrzewali się uczniowie, ponieważ dzisiaj pogoda dopisywała i świeciło słońce pan Olson doszedł do wniosku, że trochę ruchu na świeżym powietrzy nam nie zaszkodzi. 
Nauczyciel stał przy trybunach, a reszta dziewczyn z naszej klasy i z innych, które w tym czasie miały wychowanie fizyczne biegała na bieżni otaczającej boisko na którym grali chłopacy. Na przeciwko pana Olsona stał ktoś jeszcze, ale nie widziałam twarzy, bo ta osoba stała do nas tyłem jednak cała płeć żeńska przebywająca w tej chwili na zewnątrz nie spuszczała z nich wzroku. Nawet pani Hill nie skupiała uwagi na swojej grupie tylko stała tak i bezceremonialnie się gapiła. Jedyne co mogłam stwierdzić patrząc na tył nieznajomego to, to że miał ciemne, krótkie włosy, był młody i miał niesamowite ciało. 
- Widzisz to co ja? - otworzyłam szerzej oczy gdy chłopak stanął koło naszego trenera i mogłam zobaczyć go w całej okazałości, a gdy zbliżałyśmy się do nich coraz dokładniej widziałam jego twarz, która sprawiła, że moje nogi zmiękły. 
- Uszczypnij mnie - otworzyłam szerzej usta na widok tego gorącego kolesia, a moje nogi dosłownie same mnie tam prowadziły, jednak moje serce od razu zaczęło go porównywać do Justina.

Justin ma ładniejsze oczy.
Justin ma ładniejsze włosy. 
Justin jest bardziej seksowny.
Justin pewnie jest milszy.
Justin pewnie jest zabawniejszy. 

- O proszę kogo moje oczy widzą! - otrząsnęłam się niechętnie odrywając wzrok od chłopaka, któremu w tym momencie moje serce dodało twarz Justina i przeniosłam go na siwiejącego już pana Olsona, który przyglądał mi się z cwanym uśmiechem - Panna Collins w końcu raczyła do nas dołączyć!
Skrzywiłam się wywracają oczami, a nauczyciel oparł dłonie na biodrach wciąż lustrując mnie wzrokiem i mogłabym się założyć, że już układał w głowie plan tortur czekając aż pojawię się na jego lekcji. 
- Dzień dobry, panie Olson. Stęsknił się pan za mną? - stanęłam przed nim wymuszając słodki uśmiech, a Jess szturchnęła mnie łokciem w bok na co syknęłam i gdy spojrzałam na nią ta posłała mi karcące spojrzenie. 
- Oczywiście! - jego szeroki uśmiech przypominał mi te filmy akcji gdzie zły charakter nie może przestać triumfować nad tym dobrym wiedząc, że ma go w garści - Tak bardzo, że zostaniesz dzisiaj po lekcji. 
Tylko wiecie co? Z reguły jest tak, że to zawsze ten dobry wygrywa. 
Uśmiechnęłam się szykując w głowie ripostę i uniosłam jedną brew wzdychając. 
- Jeśli chciał pan spędzić ze mną więcej czasu wystarczyło powiedzieć - widziałam jak uśmiech nauczyciela znika pozostawiając czerwoną ze złości twarz, a Jess ledwo powstrzymywała śmiech, więc pozwoliłam sobie zerknąć na chłopaka stojącego koło pana Olsona i zauważyłam, że on również się uśmiecha jednak szybko schylił głowę starając się to ukryć.
- Na początek 20 kółek na bieżni! - przeniosłam wzrok z powrotem na nauczyciela i skinęłam głową z triumfalnym uśmiechem widząc, że podniosłam mu trochę ciśnienie o co od początku mi chodziło, bo parę tygodni, gdy zostawił mnie po lekcjach na sali gimnastycznej dał mi taki wycisk, że przez dwa tygodnie miałam zakwasy.
- Jak pan sobie życzy - schyliłam się lekko robiąc parę kroków w tył, a następnie zaczęłam robić kółka słysząc z daleka jak nauczyciel każde Jess brać się do roboty.
Gdy moja przyjaciółka dołączyła do mnie po paru okrążeniach i skarciła mnie za to, że nie umiem trzymać języka za zębami powiedziała mi wszystko czego dowiedziała się od Brittany największej plotkary w szkole na temat tego chłopaka. 
W ciągu kilku minut dowiedziała się o nim niemal wszystkiego. 
- Ma na imię Oliver Davis, jest praktykantem, ma 22 lata, jest jedynakiem i przeprowadził się tutaj 4 lata temu z Texasu. Mieszka sam i nie ma dziewczyny. 
- Skąd ona to wszystko wie? - blondynka wzruszyła ramionami, a ja zatrzymałam się na chwile, żeby odpocząć i spojrzałam na chłopaka, który rozmawiał z trenerem. 
Musiałam przyznać, że jest na czym oko zawiesić. 

Nie sięga Justinowi do pięt.

- Uwaga! - nawet nie udało mi się spojrzeć skąd dobiegał ten krzyk i kim była osoba, która krzyczała, bo poczułam jak coś uderza z dużą siłą w moją głowę i oszołomiona zachwiałam się lekko robiąc parę kroków w tył, a gdy poczułam coś twardego za sobą oparłam się o to plecami.
Usłyszałam jak ktoś krzyczy moje imię i przymknęłam oczy podczas gdy moją głowę wypełniał odgłos uderzenia pomieszany z bólem. 
I możecie powiedzieć mi dlaczego ja muszę mieć takiego pecha?
Złapałam się za bolącą głowę i osunęłam na ziemię, bo nieprzyjemne wspomnienia z wczoraj, które tak bardzo starałam się wyprzeć wróciły bombardując mnie ze zdwojoną siłą.
- Alex - otworzyłam powoli oczy słysząc spanikowany głos Jess i jęknęłam krzywiąc się z bólu, a gdy starałam się podnieść dziewczyna mi w tym pomogła - Alex, wszystko w porządku? 
Podniosłam na nią swój wzrok i oblizałam wargi, a kątem oka dostrzegłam, że prawie wszyscy biegną w moją stronę, więc wzięłam głębszy wdech chcąc zapaść się pod ziemię.
Zrobiłam z siebie widowisko i zapewne pośmiewisko co ani trochę nie poprawiało mojego samopoczucia, wręcz przeciwnie czułam się jeszcze gorzej.  
- Przepraszam to moja wina. Wszystko w porządku? - zobaczyłam Deana, który wyglądał na naprawdę przejętego i skruszonego, a następnie szybko machnęłam ręką dając mu znać, ze nic mi nie jest. 
- Tak - oparłam się o murek, który odgradzał trybuny od boiska i wzięłam głębszy wdech przymykając oczy, a w tym momencie moim priorytetem było wzięcie tabletki przeciwbólowej.
- Odsuńcie się! - zobaczyłam jak przez tłum przepycha się pan Olson i staje przede mną, a zaraz za nim pojawił się ten praktykant przez co moje policzki zrobiły się czerwone - Wracajcie do swoich zajęć! Teraz!
Trener warknął na wszystkich za co byłam mu wdzięczna bo nie potrzebowałam gapiów szczególnie, że zbłaźniłam się przed prawie trzema klasami.
- Wszystko w porządku? - chciałam powiedzieć, że jeszcze raz ktoś mnie o to zapyta to z nim nie będzie w porządku, ale że było to pytanie zadane przez pana Olsona pokiwałam tylko głową przełykając ślinę i spojrzałam na Deana, który wciąż stał tutaj koło Jess. 
- Evans, Renner wracajcie do zajęć. Więcej razy nie powtórzę - wspomniana dwójka, niechętnie i z oporami, wróciła do swoich zajęć, a ja wypuściłam powietrze z ust czując zawroty głowy. 
- Dlatego własnie nie lubię wychowania fizycznego - burknęłam cicho pod nosem, ale chyba nie było tak cicho jak mi się wydawało, bo praktykant się zaśmiał, więc podniosłam wzrok uśmiechając się i zobaczyłam jak trener z uśmiechem kręci głowa. 
- Cóż może to wychowanie fizyczne nie lubi ciebie? - wzruszyłam ramionami, a twarz trenera nie była tak surowa jak wcześniej. 
Może w końcu przełamaliśmy lody i da mi spokój? 
- Oliver upewnij się, że panna Collins bezpiecznie dotrze do gabinetu pielęgniarki - wyprostowałam się jak struna spoglądając na cicho które stanęło obok mnie i stwierdziłam, że to będzie jeszcze bardziej upokarzające niż samo dostanie piłką. 
- Ale po co od razu pielęgniarka? Ja mogę dalej ćwiczyć - odepchnęłam się od ściany i chciałam ruszyć do przodu na potwierdzenie swoich słów, ale zachwiałam się, a ciepłe dłonie należące do bruneta oplotły mnie w tali pomagając mi ustać w pionie. 
W tym momencie przypomniał mi się dotyk Justina. Każdy kontakt jego ciała z moją wyczuloną na niego skórą.
Moim ciałem wstrząsnął dreszcz, a w brzuchu zaczęły się rewolucje i poczułam jak moje poliki robią się ciepłe. Cholera one prawie mnie paliły. To było takie upokarzające. 
- Tak własnie widzę - starszy mężczyzna skinął na praktykanta, a gdy ja na niego spojrzałam posłał mi delikatny, ale powalający uśmiech i bardzo ostrożnie skłonił mnie do ruszenia naprzód. 
Odwróciłam głowę do tyłu spoglądając na nauczyciela, który tłumaczył coś dziewczynom z mojej klasy i gdy byłam pewna, że nie widzi stanęłam w miejscu. 
- Poradzę sobie - odsunęłam się od niego ignorując ból a także zawroty głowy i biorąc głęboki wdech ruszyłam przed siebie chcąc stąd jak najszybciej uciec.
Nie chciałam upokorzyć się jeszcze bardziej, a biorąc pod uwagę to, że pech nie odstępuje mnie na krok, było to bardzo możliwe. 
- Jesteś twarda - spojrzałam na niego, a gdy zdałam sobie sprawę, że to komplement moja twarz kolorem musiała przypominać pomidora, więc zaśmiałam się nerwowo i zaczęłam wyłamywać palce. 
- Chyba raczej moja głowa jest - podeszłam do podwójnego wejścia do szkoły i wyciągnęłam rękę chcąc złapać za klamkę, ale chłopak mnie wyprzedził otwierając je szeroko. 
Spojrzałam na niego, a on uśmiechnął się przytrzymując ciemno zielone drzwi i zaczął taksować mnie wzrokiem, więc odpowiedziałam mu delikatnym uśmiechem spoglądając w jego prawie czarne oczy. 
- I do tego zabawna - przełknęłam ślinę nie przestając się uśmiechać i z twarzą koloru raka weszłam do szkoły zawstydzona, bo ten koleś ewidentnie ze mną flirtował chociaż nie powinien.
Ale nie powiem podobało mi się to.
- Dziękuje - szepnęłam i stanęłam koło drzwi do szatni rozglądając się nerwowo po korytarzu, a moje palce znowu cierpiały bo trochę się denerwowałam więc je wyłamywałam - Um... czy naprawdę muszę iść do pielęgniarki? - skrzywiłam się na samą myśl o odwiedzeniu tej wrednej kobiety, która nie miała najmniejszego pojęcia o medycynie i spojrzałam na bruneta, który przystanął obserwując mnie uważnie - Może od razu pójdę do domu? Doskonale wiem co ona powie. Każdego wysyła do domu. 
Praktykant skrzyżował ramiona na torsie i chyba zupełnie nieświadomie napiął imponujące mięśnie, a ja na sam widok jego pokaźnych bicepsów przełknęłam ślinę zamykając usta, które lekko się otworzyły. 
Jestem nastolatką to normalne, że tak reaguje na takich przystojniaków i do tego starszych przystojniaków, którzy mają powalający uśmiech. 
Jednak szybko odwróciłam wzrok przenosząc go na ścianę i zacisnęłam szczękę biorąc głębszy wdech nosem. 
- A co jeśli pan Olson się dowie? - przełknęłam ślinę i ponownie spojrzałam na praktykanta. 
- Jestem pewna, że pan coś wymyśli - uniosłam brwi w górę lekko się uśmiechając i złapałam za koniec materiału białej koszulki obwijając go na palcu wskazującym. 
- Oliver - chłopak wyciągnął prawą rękę w moją stronę, a ja obserwowałam ją przez chwilę i w końcu wyciągnęłam swoją. 
- Alex - uścisnęłam jego rękę, a on wyprostował się wzdychając i schował ręce do kieszeni szortów kręcąc lekko głową. 
- Dobra, Alex. Tylko obiecaj mi, że będziesz na siebie uważała - pokiwałam głowa i dziękując mu weszłam szybko do szatni. 
Przebrałam się zakładając na siebie ciemne jeansy i czarny T-shirt należący do Justina, bo jak się dzisiaj rano okazało szatyn spakował mi tylko pierwsze lepsze spodnie zapominając o bluzce, a nie mogłam iść do szkoły w tym co spałam. 
Rozpuściłam włosy i poprawiłam makijaż, tak żeby siniak wciąż pozostał niewidoczny, a gdy założyłam buty spakowałam swoje rzeczy opuszczając szatnie. 

~*~

Siedziałam na łóżku mrużąc oczy bo Justin uparcie się we mnie wpatrywał szukając jakiś oznak kłamstwa, ale bezskutecznie bo wcale nie kłamałam. 
Wywróciłam oczami opadając na łóżko i westchnęłam bo ten chłopak był naprawdę uparty przez co trochę wkurzający. 
- Ile razy mam ci powtarzać, że on zrobił to niechcący? - tym razem to chłopak wywrócił oczami i pokręcił głową. 
- Niechcący to można dzieci zrobić - parsknęłam śmiechem i podniosłam się na łokciach, a gdy zobaczyłam, że Justin stara się zachować powagę usiadłam po turecku kapitulując.
- Jejku, uderzył mnie niechcący piłką i mnie za to przepraszał. To nic wielkiego - wzruszyłam ramionami i oblizałam wargi czekając aż chłopak coś powie, bo odkąd przyjechał po mnie do szkoły, gdzie zobaczył jak rozmawiam z Deanem, który przepraszał mnie za to uderzenie piłką był nieznośny. 
Cały czas mówił, że 'pewnie Evans zrobił to specjalnie' i że 'on nigdy nie przeprasza'. 
Później uparł się, żebyśmy pojechali do niego, bo nie chce, żeby mój tata znowu mi coś zrobił, jednak gdy mu powiedziałam, że dzisiaj przyjeżdża moja mama niechętnie ale zgodził się odwieźć mnie do domu pod jednym warunkiem. Chciał zostać ze mną i nie ważne jak bardzo chciało mi się skakać z radości gdy to usłyszałam wiedziałam, że ma pewnie masę spraw do załatwienie a zamiast tego będzie się bawił w niańkę. 
- Dobra, niech będzie - westchnął pocierając czoło, a ja usłyszałam jak ktoś krzyczy moje imię i moje oczy momentalnie szeroko się otworzyły.
- Zoey! - zeskoczyłam z łóżka otwierając szybko drzwi i zbiegłam schodami na dół, gdzie zobaczyłam moją małą siostrzyczkę. 
- Alex! - wzięłam ją na ręce i dosłownie zaczęłam się z nią kręcić dookoła, nie mogąc przestać się śmiać, bo tak bardzo za nią tęskniłam. 
- Tak się cieszę, że wróciłyście - ścisnęłam ją mocnej, a po chwili odstawiłam na ziemię i zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu mamy, której nigdzie nie widziałam - Zoe, gdzie jest mama? 
Jednak nie usłyszałam odpowiedzi, więc spojrzałam na siostrzyczkę, a ona stała nieruchomo wpatrując się szeroko otwartymi oczami w coś na schodach i gdy powiodłam tam wzrokiem zobaczyłam Justina. 
Justin zszedł na dół, a Zoe spojrzała na mnie i zamrugała oczami. 
- On jest prawdziwy? - zaśmiałam się i pokiwałam głową, a buzia Zoe się otworzyła. 
- Cześć - Justin uśmiechnął się do niej uroczo na co ona odpowiedziała, a ja postanowiłam wyjść na dwór i poszukać mamy, ale gdy tylko obróciłam głowę w stronę drzwi uśmiechnęłam się szeroko widząc ją stojącą w korytarzu. 
- Mamo... jesteś - szepnęłam ciesząc się, że w końcu jest w domu i ruszyłam w jej stronę, a gdy ona skinęła głową w dół przystanęłam. 
 - My jesteśmy - zjechałam wzrokiem na jej brzuch, który był dosyć duży i otworzyłam szeroko usta, a moje oczy przypominały piłeczki do golfa. 
- Jesteś w ciąży?

______________________________________________________

Wiem, że jestem wam winna ogromne przeprosiny. 
Nie miałam pojęcia, że ktoś w ogóle czeka na nowy rozdział, a tutaj taka miła niespodzianka. 
Przeczytałam wasze komentarze i są cudowne. 
Dziękuję wam z całego serducha. 
Uwielbiam was. 
Czekam na wasze opinie, zastrzeżenia, sugestię i ogólnie na wasze zdanie :)
Tyle wyświetleń i tyle komentarzy to jest szalone :)
♥♥♥
DZIĘKUJĘ!
(wybaczcie mi błędy ale dodaje rozdział na szybko)