wtorek, 23 kwietnia 2013

1. New Home

Siedziałam na przednim siedzeniu srebrnego Peugeota 2008 mojej mamy na miejscu pasażera jadąc razem z moim tatą i opierając prawą skroń o szybę lekko przysypiałam słuchając moich ulubionych kawałków, które lecąc ze słuchawek zagłuszały świat dookoła.
Los Angeles tętniło życiem nawet o godzinie 2 w nocy, a spore grupki ludzi, świecące szyldy z nazwami sklepów i innych lokali co chwile migały mi przed przymykającymi się oczami sprawiając, że coraz bardziej traciłam kontakt z rzeczywistością zapadając w upragniony sen. Usadowiłam się wygodniej na fotelu bardziej się w niego wtulając plecami i odchyliłam głowę do tyłu zamykając oczy, a delikatne dźwięki piosenki 'Alibi' zespołu 30 Seconds To Mars, który był jednym z moich ulubionych pieściły moje uszy popychając mnie w objęcia Morfeusza.
 

- Alex - poczułam czyjąś dłoń na swoim lewym ramieniu i podskoczyłam otwierając szeroko oczy, a mój zaspany wzrok skakał po wnętrzu stojącego samochodu. - Jesteśmy na miejscu. - Spojrzałam na tatę wyciągając słuchawki z uszu, a on skinął głową, tak abym spojrzała w prawo, wiec powoli obróciłam głowę w tamtą stronę i zobaczyłam niewielki dom jednorodzinny, w którym miałam zamieszkać na nieznany nam wszystkim okres czasu.
Owinęłam słuchawki w okół mojego białego Iphona 4 i odpięłam pas aby móc wysiąść z samochodu, gdy trzasnęłam drzwiami stojącego na podjeździe Peugeota wlepiłam wzrok w domek dokładnie go oglądając. Był to dwupiętrowy niewielki dom koloru białego z paroma schodkami prowadzącymi na werandę, gdzie znajdowała się bujana ławka i ciemnobrązowe drzwi prowadzące do środka. Przed domem rosła idealnie przystrzyżona zielona trawa przez której bok i środek biegły dwa szare chodniki. Jeden łączył się z chodnikiem przy ulicy, a drugi prowadził do podjazdu znajdującego się po prawej stronie domku. 

- Ładnie tu - szepnęłam zaspanym głosem spoglądając na tatę, który wyciągał moją torbę z ciuchami leżącą na tylnym siedzeniu samochodu i posłał mi delikatny uśmiech zarzucając ją sobie na ramię.
- Zobaczysz jak jest w środku. - Skinęłam głową unosząc kąciki ust, a gdy schowałam telefon do prawej kieszeni mojej czarnej białej bejsbolówki, którą na pożegnanie dał mi mój chłopak, a tata objął mnie ramieniem prowadząc w stronę domu.
- Twój pokój jest jeszcze nie umeblowany bo postanowiliśmy ci dać wolną rękę jeśli chodzi o kolor ścian i jego cały wystrój.
- Dzięki - uśmiechnęłam się wchodząc na werandę, a gdy drzwi się otworzyły ze środka wyszła mama z szerokim uśmiechem na twarzy, gdzie również malowało się na niej lekkie zmęczenie.
- Nareszcie jesteś kochanie. - zrobiła krok w przód mocno mnie przytulając, w końcu nie widziałyśmy się ponad dwa miesiące i pocałowała mnie w czubek głowy lekko kołysząc nas dwie na boki.
Poczułam się jakbym miała znowu 5 lat, a na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Opowiadaj - odsunęła mnie od siebie na długość ramion, ale wciąż nie puszczając i dokładnie lustrowała mnie wzrokiem. - Jak tam podróż? Babcia dobrze się tobą zajmowała?
- Tamara... - znudzony głos ojca dobiegł za moich pleców, a mama automatycznie tam spojrzała odrywając ode mnie swoje zielone oczy. - Może porozmawiamy o tym jutro? Dzisiaj wszyscy jesteśmy zmęczeni.
- Masz rację - moja rodzicielka skinęła głową i posłała mi kolejny uśmiech wprowadzając do domu, gdzie od razu w oczy rzucił mi się jego wystrój.
- Na prawo jest salon, na lewo kuchnia, tam z przodu masz schody, a kawałek za nimi jest wyjście na podwórko, gdzie są leżaki i ogródek - błądziłam wzrokiem po miejscach które mi wskazywała i nie mogłam zamknąć buzi, ponieważ ten dom był idealny nawet lepszy niż ten który mieliśmy w Londynie. - Na górze na końcu korytarza jest twój pokój z łazienką, co prawda jeszcze nie ma w nim niczego oprócz materaca i pościeli, która ci przyszykowałam, ale jutro pojedziemy na zakupy. - pokiwałam głową, wszystko dokładnie analizując i słyszałam podekscytowanie w głosie mamy, kiedy szybko oprowadzała mnie po domu. - Dobrze idź na górę, bo pewnie jesteś zmęczona. Porozmawiamy jutro.
- Dobranoc - pocałowała mnie w czoło na co ja delikatnie się uśmiechnęłam, ponieważ tak bardzo mi tego brakowało i może nie byłam wzorową córką a ona wzorową matką bo przecież takie coś jak idealna córka czy idealna matka nie istnieje, ale stęskniłam się za nią.
Podejrzewam jednak, że nie wytrzymamy nawet tygodnia i zaczniemy się kłócić bo u nas to normalne. Wzięłam od ojca torbę i zarzucając ją sobie na ramię ruszyłam na poszukiwanie swojego pokoju, ale gdy wchodziłam po schodach zatrzymałam się będąc prawie na ich szczycie i obróciłam się o 180 stopni.
- Mamo? Pokażesz mi jutro w którym szpitalu leży Zoe?
- Jasne, pojedziemy tam jutro razem. - pokiwałam głową widząc smutek malujący się na twarzy rodziców, chociaż tata starał się go ukryć i nie odzywałam się więcej bo wiedziałam jak bardzo boli to nas wszystkich.
 

Weszłam na górę i tak jak powiedziała mama ruszyłam w stronę białych drzwi znajdujących się na końcu podłużnego korytarza.
Zoey to moja 12 - letnia siostrzyczka, która parę miesięcy temu bardzo ciężko zachorowała, a jej choroba dotknęła nas wszystkich i gdybym miała taką szansę zamieniłabym się z nią miejscami, bo ona zdecydowanie nie zasłużyła na to cierpienie. Bolało mnie za każdym razem gdy rozmawiałyśmy przez Skype i widziałam jej zmęczoną walką twarz. Z trudem powstrzymywałam łzy, jednak wiedziałam, że jeśli się rozpłacze to jej pozytywne nastawienie upadnie i roztrzaska się na milion kawałków, a wraz z nim jej chęć do walki. Zawsze starałam się ją pocieszać, ale z reguły było tak, że to ona pocieszała mnie dlatego też robiłam wszystko co w mojej mocy żeby jak najczęściej się uśmiechała.
Przekręciłam okrągłą klamkę i pchnęłam drewniane drzwi, a moim oczom ukazało się śnieżnobiałe pomieszczenie z materacem leżącym na podłodze pod oknem. Faktycznie nie było w nim nic oprócz tego białego materaca no i pościeli, ale po jedenastogodzinnym locie nawet to mi nie przeszkadzało jeśli tylko miałam na czym spać.
Zamknęłam drzwi nogą wchodząc w głąb pokoju i podeszłam do okna, które wychodziło na ulicę, a następnie udałam się w stronę drzwi balkonowych za którymi zobaczyłam duże drzewo.
Podoba mi się tutaj. Bardzo.
Rzuciłam torbę na ziemie i podeszłam do materaca padając na niego bezwiednie brzuchem. Nie miałam siły nawet się rozebrać, a moje oczy same zaczęły się zamykać, gdyby nie to zmęczenie to na pewno bym nie usnęła tylko czekałabym, aż mama za parę godzin zacznie się szykować do wyjścia , żebym w końcu mogła odwiedzić Zoey.



______________________________________________
 

Cześć! To pierwszy rozdział mojego opowiadania.
Mam nadzieję, że się wam spodoba!
Możecie napisać swoje uwagi w komentarzach będę bardzo wdzięczna.
Dajcie znać czy ktoś to w ogóle czyta i czy się podoba czy nie :D